Nic z tego co powyżej w tym obrazie nie znalazłem. "Ida" to nie kolejne wcielenie "Pokłosia", to nie "Jedwabne – Post Scriptum". To film bardzo intymny. To film, w którym cała ta pożoga, całe barbarzyństwo wojny, ba – całe bestialstwo reżimu komunistycznego jedynie pobrzmiewa gdzieś z oddali złowrogim echem. Na pierwszym planie mamy jednak problem człowieka, a właściwie problem kobiety. A może dwóch kobiet? A może i wszystkich kobiet w tym filmie. Bo choć reżyserem filmu jest mężczyzna, to film jest bardzo kobiecy. To nie tylko Ida – główna bohaterka, której los zażartował z jej pochodzenia, to także Wanda, "Krwawa Wanda" – kobieta, którą życie zmusiło do porzucenia swojej kobiecości, do zakucia jej w pancerz siły, cynizmu i bezwzględności w imię ideologii, w imię walki o... Dwa odmienne życia, dwa odmienne losy splatają się w pewnym momencie swej drogi i okazuje się, że nic potem już nie jest takie, jak było dotychczas. Nic? A może wszystko, tylko trzeba było przejrzeć na oczy...
Zresztą, po co opowiadać ten film, skoro można go w Luksemburgu zobaczyć – jeszcze dziś i jutro ( http://www.utopolis.lu/en/movies/1983 ).
PS. Zobaczenie, a i usłyszenie, w tym samym kinie (ba, nawet w tej samej sali projekcyjnej) co dwa lata temu na projekcji "Sponsoringu" – Joanny Kulig jest z pewnością wartością dodaną całej tej przygody
