Borys pisze:Tak ale juz z tego wyroslem

Czyli bez metafor - spokorniales i pogodziles sie z tym, ze racje ma ten, kto ma zawsze racje? <mrgreen>
Nie kwestionuje istnienia milych i kompetentnych urzednikow w Luksemburgu i od razu wszystkich ich przepraszam, jesli czytajac mego posta poczuli sie urazeni. Jednoczesnie, Borysie, masz pelna swiadomosc, ze sprawy, gdzie urzednik potraktowal petenta niezgodnie z obowiazujacym prawem (najczesciej po prostu interpretujac to prawo po swojemu, lub nie dostrzegajac pewnych zapisow prawnych przemawiajacych na korzysc petenta) sa w Luksemburgu na porzadku dziennym. Tylko na tym forum znajdziesz cala mase takich historii. Mnie na przyklad US takze scigal za nierozliczanie sie przeze mnie z podatkow tu w Luksemburgu w czasach, kiedy nie bylem rezydentem podatkowym w Luksemburgu a w Polsce (czasowe przebywanie na terenie danego kraju nie musi oznaczac od razu, ze jest sie rezydentem podatkowym tego kraju). Najsmieszniejsze, ze mi akurat zalezalo na tym (chyba nic dziwnego), zeby rozliczac sie wtedy z podatkow w Luxie, ale ten sam urzad, ktory chcial mnie ukarac za niezlozenie zeznania, jednoczesnie odmawial mi certyfikatu rezydencji podatkowej, na podstawie ktorego moglbym miec prawo nie rozliczac sie w Polsce. No, generalnie absurd, bo to mniej wiecej tak, ja by nakladano na Ciebie podatek za posiadanie samochodu, a rownoczesnie odmawiano prawa do zarejestrowania tego pojazdu (nawet jesli sprawnego technicznie).
Co z tego, ze po 3 latach wysylania pism do coraz wyzszych instancji w koncu przyslali odpowiedz (nawet z przeprosinami)? Kosztowalo mnie to mnostwo czasu, nerwow a kosztowaloby pewnie jeszcze mnostwo pieniedzy, bo nastepnym krokiem mialo byc wynajecie adwokata. Tymczasem sprawa byla naprawde banalna i decyzja powinna zostac podjeta przez urzednika na szczeblu podstawowym po jednej rundzie wyjasnien (jesli w ogole). Tylko, ze urzednik sie uparl, ze ma racje, ignorowal kolejne moje listy i argumenty, posylal monity, grozil karami. Dopiero interwencja z "samej gory", do ktorej napisalem niemal w rozpaczy, poskutkowala.
Borysie, dla mnie "panstwo policyjne", to niekoniecznie musi byc miejsce, w ktorym policjanci strzelaja na ulicach do bezbronnych i niewinnych ludzi. To takze kraj, w ktorym funkcjonuje zasada, ze urzednik (ktorym wszakze policjant takze jest) bezwzglednie ma racje, a system odwolawczy albo nie istnieje w ogole, albo jest na tyle skomplikowany i kosztowny, ze dla zwyklego szarego obywatela niedostepny. To panstwo, w ktorym obywatel zyje w przekonaniu, ze lepiej nie wchodzic urzednikowi w droge, a jak sie juz weszlo, to przyjac z pokora wszelkie decyzje, bo wszelkiego rodzaju obrona praw wlasnych moze zostac uznana za oportunizm, demokratyczne "chuliganstwo" i niedojrzalosc spoleczna i tym samym jeszcze surowiej ukarana. Dixit.