Jaka jest najsłynniejsza wieś w Europie?
Moderator: LuxTeam
Dobry artykul, wszystko prawda. Znam obu Legillow - polecam ich wina.
Tez mam dosc stacji benzynowych w centrum wsi - ktore zwlaszcza w weekend powoduja straszny ruch i smrod.
Jedyna rzecz, w ktorej autor troche 'poplynal', to:
Wychodząc z zamku, przejdziemy obok starych domów i nowoczesnych drewnianych budowli. Przedszkole, szkoła podstawowa, szkoła muzyczna, schronisko i lokalne bistro
Zeby dotrzec z zamku do wymienionej szkoly, bistra etc trzeba przejechac 3 km do sasiedniego Remerschen.
Tez mam dosc stacji benzynowych w centrum wsi - ktore zwlaszcza w weekend powoduja straszny ruch i smrod.
Jedyna rzecz, w ktorej autor troche 'poplynal', to:
Wychodząc z zamku, przejdziemy obok starych domów i nowoczesnych drewnianych budowli. Przedszkole, szkoła podstawowa, szkoła muzyczna, schronisko i lokalne bistro
Zeby dotrzec z zamku do wymienionej szkoly, bistra etc trzeba przejechac 3 km do sasiedniego Remerschen.
Artykul rzeczywiscie dobry i z pewnoscia takich jak ten – pokazujacych Luksemburg jako "fajne miejsce na ziemi" trzeba wiecej. Oczywiscie autor poplynal nie tylko w kwestii odleglosci szkoly od zamku. Jak sie dobrze przyjrzec to mozna dostrzec takie kwiatki, jak – owocowy auxterrois czy dosyc dziwna logika zdania: Wybór Schengen na najsłynniejszą chyba miejscowość w Europie był tak naprawdę kwestią przypadku, szukano bowiem miejsca o symbolicznym znaczeniu. No, bo jesli szukano miejsca o symbolicznym znaczeniu i znaleziono Schengen, jako miejsce styku trzech granic, to gdzie tu przypadek? Ja rozumiem, ze takich miejsc jest w Luksemburgu troche wiecej (np. polnocne Trois frontieres), ale slowo przypadek pasuje do tej historii jak wol do karety. Z powyzszych powodow jakos nie dowierzam dykteryjce o Oberschlindermanderscheid. Oczywiscie nazwa rzuca na kolana (i pewnie dlatego zostala przytoczona), choc nie jest bynajmniej najdluzsza nazwa geograficzna w Luksemburgu, bo przeciez mamy tez Unterschlindermanderscheid. Rzecz w tym, ze oprocz faktu, iz wybor takiego miejsca to bylby dopiero przypadek, w zasadzie obie lokalizacje geograficzne nie maja statusu miejscowosci a jedynie sa czescia Schlindermanderscheid, ktorego nazwa samym Luksemburczykom sprawia niemalo klopotu (np. na autobusie nr 550 jadacym wlasnie do tej miejscowosci, jej nazwa nie miesci sie w calosci na wyswietlaczu i jest pokazywana jako Sch'm'scheid), ale co wazniejsze – w odroznieniu od Schengen, ich polozenie nie wyroznia ich nijak i nie wydaje mi sie, by byly brane pod uwage. Jako zart, oczywiscie nie ma najmniejszego problemu, by taka historyjke kupic, a nawet umiescic gdzies w jakichs annalach. Nawet jesli to wymyslone przez autora cytowanego artykulu, to niezle! 
Dziwnie tez brzmi zdanie Właściciel hotelu wyjaśnia, że ziemniaki są dla Luksemburczyków tak samo ważne jak ryba i nie są traktowane wyłącznie jako dodatek. bo nie bardzo widze sensu w takim porownaniu. Jak wazna jest ryba w luksemburskim menu? Bo poza francuskimi wstawkami typu "saumon fume", to ja nie bardzo dostrzegam dominacji potraw z ryb w luksemburskiej ksiazce kucharskiej (a posiadam takowa i to z dobrych lat 80-tych, a wiec z czasow szengenskiego traktatu
)? Co innego grom-pyry
to jest jak najbardziej symbol luksemburskiej kuchni, ale "nobilitowanie" ich do pozycji ryby w menu uwazam w artykule za zupelnie niepotrzebne. Ziemniaki w Luxie rybiej protekcji nie potrzebuja! 

Dziwnie tez brzmi zdanie Właściciel hotelu wyjaśnia, że ziemniaki są dla Luksemburczyków tak samo ważne jak ryba i nie są traktowane wyłącznie jako dodatek. bo nie bardzo widze sensu w takim porownaniu. Jak wazna jest ryba w luksemburskim menu? Bo poza francuskimi wstawkami typu "saumon fume", to ja nie bardzo dostrzegam dominacji potraw z ryb w luksemburskiej ksiazce kucharskiej (a posiadam takowa i to z dobrych lat 80-tych, a wiec z czasow szengenskiego traktatu



A ja zajrzalam jeszcze do jednego artykulu, do ktorego link jest na tej stronie:
http://przewodnik.onet.pl/1169,1660,151 ... tykul.html
Tez fajny opis, ale tez pelny "wtop".....dla przykladu:
"...siedziałam nad filiżanką kawy na Place d’Armes i obserwowałam samotnego strażnika w mundurze, cierpliwie maszerującego tam i z powrotem przed pałacem Wielkiego Księcia Henryka..."
...no troche niemozliwe....
http://przewodnik.onet.pl/1169,1660,151 ... tykul.html
Tez fajny opis, ale tez pelny "wtop".....dla przykladu:
"...siedziałam nad filiżanką kawy na Place d’Armes i obserwowałam samotnego strażnika w mundurze, cierpliwie maszerującego tam i z powrotem przed pałacem Wielkiego Księcia Henryka..."
...no troche niemozliwe....

Tam jest tez sporo kwiatkow
ale sam artykul – uroczy.
Sama miejscowosc, w ktorej stacjonowala autorka. Przeciez to nie jest "La Gaichel" tylko po prostu Gaichel. To, ze w nazwie hotelu wystepuje z rodzajnikiem, to jeszcze nic nie oznacza. To tak jakby napisac: bylem w Le Paris...
No i bardzo ciekawe spostrzezenie na starcie: Przez całe Wielkie Księstwo Luksemburga można przejechać samochodem w pół godziny. Toz to jakis superbolid ten samochod. Ja z domu do Lux-Ville jade 40 minut, a przeciez z Lux-Ville do granicy francuskiej jest jeszcze kolejne 20-25 min. no i gdybym chcial z domu pojechac w przeciwnym kierunku (czyli na polnoc), to szybciej jak w 30 min nie zajade. Czyli ze na osi polnoc-poludnie nie da rady w mniej niz 1,5 godz. (a i to z przekroczeniem wszelkich chyba przepisow drogowych). Na osi wschod zachod moim zdaniem tez nie da rady w 30 min. chocby mnie wiem, jak sie natezac. No, nie wiem.... chyba, ze ktos uwaza, ze przejechanie z Hautbellain do Wemperhardt albo, no dobra, niech bedzie – z Schengen do Kleinbettingen pod warunkiem ze ani na A13 ani na A6 nie ma akurat korka jest jednoznaczne z "przejechaniem przez cale Wielkie Ksiestwo".
A, no jeszcez jedna zabawna historia – ze zacytuje: Próbowałam ominąć stolicę bocznymi drogami – i w rezultacie zabłądziłam. Przyjemnie jest zgubić się na krętych bocznych drogach na północ od miasta Luksemburg. Większość z tych dróg prowadzi w ciemne, porośnięte lasami Ardeny. Usiany górami i poprzecinany rzekami Sure, Alzette i Woltz region już w średniowieczu uważany był za niedostępny dla ówczesnych wojsk., czyli autorka wyruszyla z Gaichel (miejscowosc przy granicy belgijskiej mniej wiecej na wysokosci Walferdange), zabladzila jadac do miasta Luksemburga i nagle znalazla sie w Ardenach, mniej wiecej gdzies pomiedzy Ettelbruckiem a Wiltz. Niezly skrot myslowy. To tak, jak by jadac ze Skierniewic do Warszawy zabladzic i nieoczekiwanie znalezc sie w Plocku...

Sama miejscowosc, w ktorej stacjonowala autorka. Przeciez to nie jest "La Gaichel" tylko po prostu Gaichel. To, ze w nazwie hotelu wystepuje z rodzajnikiem, to jeszcze nic nie oznacza. To tak jakby napisac: bylem w Le Paris...
No i bardzo ciekawe spostrzezenie na starcie: Przez całe Wielkie Księstwo Luksemburga można przejechać samochodem w pół godziny. Toz to jakis superbolid ten samochod. Ja z domu do Lux-Ville jade 40 minut, a przeciez z Lux-Ville do granicy francuskiej jest jeszcze kolejne 20-25 min. no i gdybym chcial z domu pojechac w przeciwnym kierunku (czyli na polnoc), to szybciej jak w 30 min nie zajade. Czyli ze na osi polnoc-poludnie nie da rady w mniej niz 1,5 godz. (a i to z przekroczeniem wszelkich chyba przepisow drogowych). Na osi wschod zachod moim zdaniem tez nie da rady w 30 min. chocby mnie wiem, jak sie natezac. No, nie wiem.... chyba, ze ktos uwaza, ze przejechanie z Hautbellain do Wemperhardt albo, no dobra, niech bedzie – z Schengen do Kleinbettingen pod warunkiem ze ani na A13 ani na A6 nie ma akurat korka jest jednoznaczne z "przejechaniem przez cale Wielkie Ksiestwo".
A, no jeszcez jedna zabawna historia – ze zacytuje: Próbowałam ominąć stolicę bocznymi drogami – i w rezultacie zabłądziłam. Przyjemnie jest zgubić się na krętych bocznych drogach na północ od miasta Luksemburg. Większość z tych dróg prowadzi w ciemne, porośnięte lasami Ardeny. Usiany górami i poprzecinany rzekami Sure, Alzette i Woltz region już w średniowieczu uważany był za niedostępny dla ówczesnych wojsk., czyli autorka wyruszyla z Gaichel (miejscowosc przy granicy belgijskiej mniej wiecej na wysokosci Walferdange), zabladzila jadac do miasta Luksemburga i nagle znalazla sie w Ardenach, mniej wiecej gdzies pomiedzy Ettelbruckiem a Wiltz. Niezly skrot myslowy. To tak, jak by jadac ze Skierniewic do Warszawy zabladzic i nieoczekiwanie znalezc sie w Plocku...