Bamaza, to byla tylko odpowiedz na zdanie MaWiego:
Pozwala mi on codziennie rano wstac z usmiechem na twarzy i nie pograzac sie we frustracjach, ze wyladowalem w kraju, w ktorym tak wielu rzeczy nie moge zaakceptowac.
Wiem, ze Ty nie jestes, MaWi nie jest, ja tez nie jestem, ale niektorzy sa. Z tym ze jak sa, to jak najbardziej uwazam, ze sami sobie winni, bo zawsze jest wybor. Trzeba sie tylko zdecydowac, jakie sie ma priorytety.
integracja
Moderator: LuxTeam
G*cio o mnie wiesz a sie wypowiadasz, bazujac na zaslyszanych historiach. Blad numer 1 goniacy przez numer 2. Ale niech ci bedzie.byly pisze:misio, Tobie akurat kompletnie brakuje kompetencji jezykowej, zeby wypowiadac sie na temat j. niemieckiego. I tylko prosze bez "argumentow", "bo mam kolege Niemca, ktory powiedzial...."
Daj sobie spokoj z tym naskakiwaniem. Kilkadziesat lat temu tez probowali zrobic z Luksemburczykow prawdziwych obywateli Niemieckich i... sie poddali.byly pisze:Ja sie nie "uwzialem" na luksemburski, tylko mnie dziwi nastawienie wladz i ludnosci do tego jezyka. Albo sie go chce rozbudowywac albo nie. A tu panuje jakis dziwny stan, ze mowic, to sie mowi, ale pisac to juz za bardzo nie.
Moze wypelnij inny dzial forum swoja wiedza, ktora jest mile widziana.
- ogrodniczka
- Posty: 857
- Rejestracja: 10-08-2007, 15:49
- Lokalizacja: Kraków/Bridel
No dobra...poczekałam aż przestaniecie wymachiwać cepami i napiszę jak ja widzę moją integrację.
To trochę na wyrost, ponieważ nie wiem jeszcze czy w tym pięknym kraju zostaniemy.Nie jesteśmy z mężem związani pracą w "instytucjach"więc i kontrakt w pracy czasowy.Niemniej czynimy wysiłki by odnależc swoje miejsce może i na stałe tutaj.
Zacznę od dzieci, które - już wiem - nie będą chodziły do szkoły luksemburskiej. Będą wychowywane w duchu nazwijmy to "international"z poszanowaniem miejsca w ktorym mieszkają czyt.Luksemburga. Nie brzmi to zbyt integracyjnie,ale chcemy by poszły w tzw. "świat" i same w przyszłosci wybrały styl życia. Już teraz świat ich kolegów wpisuje się w środowisko szkoły miedzynarodowej (do której również chodzą mali Luksemburczycy).
Cały czas mamy nadzieję, że może wraz z wiekiem upatrzą sobie z wzajemnością jakie okoliczne dzieci do wspólnej jazdy na rowerze czy na huśtawki... i wypracują sobie jakiś środek porozumiewawczy. Dzieci - o ile jest chemia pomiędzy nimi - to potrafią.
My - dorośli jak narazie szukamy naszego miejsca na tej ziemi i o ile pokonamy mokradła na których ma stanąc nasz dom, może zacznie się nasz proces integracji.
Moim zdaniem należy zacząc od sąsiadów. Poznajemy ich porzez płot oraz przez uczestniczenie w wydarzeniach miast, miasteczek i wiosek w których mieszkamy. Luksemburczycy przecież kochają festyny, zbieranie jabłek, wspólne jedzenie kiełbasy...Mój mąż zapisał się do lokalnej sekcji tenisa stołowego. Powitano go z otwartymi rękami, dano koszulkę, którą nosi z dumą, zrobiono go drużynowym, ponieważ jako jedyny w swojej grupie rankingowej ma na tyle lat by miec prawo jazdy
i wozić swoich kolegów 15-latków na mecze. Przegrywają wszystko z kretesem (sic!)
ale tyle ile dowiedzieliśmy się od nich o ludziach i miejscu w którym mieszkamy - to bezcenne. Naprawiają sobie nawzajem rakietki tenisowe, żartują, pożyczają pisma rowerowe, płyty, mąż katuje chłopaków polskim hip-hopem w drodze na mecze (nie cierpią tego). Odwiedzają pobliskie miasteczka w ligowych rozgrywkach. Pajęcza sieć powiązań się powiększa. Jako, że w sekcji jest nie tylko młodzież okazuje się z czasem, że znamy mnóstwo ludzi! Widzimy ich na drogach w sklepach...i wiecie co? rozmawiamy po angielsku i luksemburski wcale nie jest potrzebny by wpisać się w klimat miejsca w którym żyjemy. Wystarczy zwykła uprzejmość, uśmiech, poszanowanie lokalnych zwyczajów i względna otwartość. Ja mam z tym problemy, ale mąż całe szczęście nadrabia na cała rodzinę.
Miłym akcentem - wstępem do integracji było pewne wydarzenie podczas oglądania działki budowlanej. Oczywiście "sąsiad" z domu obok zobaczywszy ludzi kręcących się po terenie wyszedł na taras i uprzejmie zapytał co tam robimy i czy może jakoś pomóc. Po wyjaśnieniach (przeszliśmy na angielski) zapytał czy mówimy po luksembursku. odpowiedzielismy że niestety nie...i wiecie co powiedział ten miły człowiek z uśmiechem na ustach ?...
"To nic ...nauczymy Was"...
![:)](images/smilies/icon_smile.gif)
To trochę na wyrost, ponieważ nie wiem jeszcze czy w tym pięknym kraju zostaniemy.Nie jesteśmy z mężem związani pracą w "instytucjach"więc i kontrakt w pracy czasowy.Niemniej czynimy wysiłki by odnależc swoje miejsce może i na stałe tutaj.
Zacznę od dzieci, które - już wiem - nie będą chodziły do szkoły luksemburskiej. Będą wychowywane w duchu nazwijmy to "international"z poszanowaniem miejsca w ktorym mieszkają czyt.Luksemburga. Nie brzmi to zbyt integracyjnie,ale chcemy by poszły w tzw. "świat" i same w przyszłosci wybrały styl życia. Już teraz świat ich kolegów wpisuje się w środowisko szkoły miedzynarodowej (do której również chodzą mali Luksemburczycy).
Cały czas mamy nadzieję, że może wraz z wiekiem upatrzą sobie z wzajemnością jakie okoliczne dzieci do wspólnej jazdy na rowerze czy na huśtawki... i wypracują sobie jakiś środek porozumiewawczy. Dzieci - o ile jest chemia pomiędzy nimi - to potrafią.
My - dorośli jak narazie szukamy naszego miejsca na tej ziemi i o ile pokonamy mokradła na których ma stanąc nasz dom, może zacznie się nasz proces integracji.
Moim zdaniem należy zacząc od sąsiadów. Poznajemy ich porzez płot oraz przez uczestniczenie w wydarzeniach miast, miasteczek i wiosek w których mieszkamy. Luksemburczycy przecież kochają festyny, zbieranie jabłek, wspólne jedzenie kiełbasy...Mój mąż zapisał się do lokalnej sekcji tenisa stołowego. Powitano go z otwartymi rękami, dano koszulkę, którą nosi z dumą, zrobiono go drużynowym, ponieważ jako jedyny w swojej grupie rankingowej ma na tyle lat by miec prawo jazdy
![:)](images/smilies/icon_smile.gif)
![:)](images/smilies/icon_smile.gif)
Miłym akcentem - wstępem do integracji było pewne wydarzenie podczas oglądania działki budowlanej. Oczywiście "sąsiad" z domu obok zobaczywszy ludzi kręcących się po terenie wyszedł na taras i uprzejmie zapytał co tam robimy i czy może jakoś pomóc. Po wyjaśnieniach (przeszliśmy na angielski) zapytał czy mówimy po luksembursku. odpowiedzielismy że niestety nie...i wiecie co powiedział ten miły człowiek z uśmiechem na ustach ?...
"To nic ...nauczymy Was"...
![:)](images/smilies/icon_smile.gif)