Problemy organizacyjne można wybaczyć - chociaż trudno mi się pogodzić z tym, że tutaj chore i zdrowe dzieci muszą razem wyczekiwać na wizytę. W naszej polskiej rejonowej przychodni nawet wejście było z innej strony budynku! W końcu nauczyłam się prosić o kontrolne wizyty bezpośrednio po przerwie obiadowej, w ten sposób mieliśmy szansę być sami w poczekalni.
Ale to mniej ważne, niż błędne diagnozy, i to nie raz, oraz zapisywanie leków, które nie pomagały. W końcu wychodziłam z gabinetu z dwoma zestawami recept: "na teraz" i "gdyby nie pomogło". I znam więcej osób, które miały takie problemy.
Z przychodni przy rue Goebbel też nie byłam całkiem zadowolona, ale to właśnie z powodów organizacyjnych. Sam lekarz, Guy Molitor, w porządku. (Mówi po angielsku).
Niestety, trochę daleko od domu, ale może do niego wrócimy, jeżeli nie znajdę kogoś fajnego.
minka pisze:Dr Welter jest przede wszystkim przemeczony. Przyjmuje od rana do wieczora. Siedzi sie w poczekalni w nieskonczonsc, dzieci chore ze zdrowymi w malej poczekalni. Ja zmienilam pediatre, chociaz na poczatku bylam z niego zadowolona. Nie bede tu mowic, co bylo ostatecznym powodem, ale tak jak mowi Oksy, zdarzylo mu sie zle zdiagnozowac chorobe i po 2 dniach znowu siedzialam u niego w poczekalni. Oczywiscie liczyl za kazda wizyte. Za kazdym razem corka dostawala ten sam zestaw lekarstw.