Szczepienia przed wyjazdem w ciepłe kraje
Szczepienia przed wyjazdem w ciepłe kraje
Wybieram się niedługo wygrzać cielsko w cieplejsze rejony. Szczepienia nie są obowiązkowe, ale ja z tych przezornych. W związku z tym moje pytanie brzmi: gdzie w luksemburgu takowe szczepienia wykonać można i żeby jeszcze się dało ze szczepiącymi po angielsku porozumieć?
Szczepienie na "Yellow Fever" mozna dostac w wiekszych miedzynarodowych lotniskach (placilem okolo 50 Euro kilka lat temu), nawet dwie godziny przed odlotem. Trzeba sie zglosic do biura "First Aid". To szcepienie jest obowiazkowe jak sie leci do wielu krajow, to moze o to Tobie nie chodzi.
Na malarie to pastylki, mozna dostac w aptece, i trzeba brac iles tam ich regularnie przed wyjazdem.
Jedyne inne o czym bym pomyslal to szczepienie przeciwko "Hepatitis", bo to naprawde mozna sie wpakowac w terepaty w Azji. Niestety tutaj jeszcze nie mialem szcepienia, ale najlepsza osoba aby sie spytac to Twoj agent podrozy. Agencje wspolpracuja z klinikami lub doktorami, mozna czesto przez to dostac znizke. Warto zanotowac ze Polska jest blisko gory listy miejsc gdzie jest zagrozenie "Hepatitis"... wiec jak spokojnie jezdzisz do polski, to pomysl czy logiczne aby sie martwic o Tunizje lub Chiny (informacje czytalem okolo 10 lat temu, wiec moze sie w PL zmienilo).
Aha, i nie zapomnij o pastylkach na sraczke To jest w sumie cos co sie najczesciej lapie.
A o reszczie to bym sie naprawde nie martwil.
Na malarie to pastylki, mozna dostac w aptece, i trzeba brac iles tam ich regularnie przed wyjazdem.
Jedyne inne o czym bym pomyslal to szczepienie przeciwko "Hepatitis", bo to naprawde mozna sie wpakowac w terepaty w Azji. Niestety tutaj jeszcze nie mialem szcepienia, ale najlepsza osoba aby sie spytac to Twoj agent podrozy. Agencje wspolpracuja z klinikami lub doktorami, mozna czesto przez to dostac znizke. Warto zanotowac ze Polska jest blisko gory listy miejsc gdzie jest zagrozenie "Hepatitis"... wiec jak spokojnie jezdzisz do polski, to pomysl czy logiczne aby sie martwic o Tunizje lub Chiny (informacje czytalem okolo 10 lat temu, wiec moze sie w PL zmienilo).
Aha, i nie zapomnij o pastylkach na sraczke To jest w sumie cos co sie najczesciej lapie.
A o reszczie to bym sie naprawde nie martwil.
Out of sorrow entire worlds have been built, out of longing great wonders have been willed.
- ogrodniczka
- Posty: 857
- Rejestracja: 10-08-2007, 15:49
- Lokalizacja: Kraków/Bridel
Nie wiem dokąd sie wybierasz, ale jeżeli w rejon np "Afryka Dzika"to na pewno zostanie sprawdzona Twoja "żółta książeczka" na Yellow Fever już na lotnisku.Będąc kiedyś na Wybrzeżu Kości Słoniowej, w czymś co było dumnie nazwane halą lotniska - gdzieś przy wiadrze do którego skapywała woda z uszkodzonego dachu stało trzech gości w kitlach i sprawdzało książeczki.Inaczej nie wpuszczali.Co do malarii - trzeba łykać (ja łykałam dawno temu palludryne), licho nie śpi, a te ostatnie tabletki, o których wspominał Digi tez sie przydadzą:)
Misio doznałeś empirycznych doznań ?misio pisze:Pastylki na Malarie to placebo dla Europy... Przestaja dzialac juz po 7 dniach nawet bo organizm sie przyzwyczaja i je neutralizuje. Jedyna co pomaga na malarie to GIN. Oczywiscie w "zdrowych" dawkach. A ci co nie lubia smaku/zapachu musza sie przelamac i hop siup i zapomniec.
"Bądź uroczy dla swoich wrogów, nic ich bardziej nie złości."
- ogrodniczka
- Posty: 857
- Rejestracja: 10-08-2007, 15:49
- Lokalizacja: Kraków/Bridel
Jest dokladnie tak jak piszecie. Problem z chinina jest taki, ze organizm potrafi sie do niej przyzwyczaic i neutralizowac... Jesli juz ktos np nie moze pic Gin'u - z roznych powodow, to powinien szukac takiego lekarstwa, ktore zawiera specyfik w takich ilosciach, ktore pozwola na bezpieczy pobyt.
Inna sprawa, ze powinno sie unikac miejsc gdzie zagrozenie jest szeczolnie wysokie. Kazdy kurort jest bezpieczny, gorzej jest "w terenie".
Inna sprawa, ze powinno sie unikac miejsc gdzie zagrozenie jest szeczolnie wysokie. Kazdy kurort jest bezpieczny, gorzej jest "w terenie".
Misio tym razem to juz naprawde dales popalic. Ludziom bajery wciskasz.
1. Gin nie ma chininy! Gin jest robiony z wielu roslin (miedzy 5 a 12 normalnie) zwanymi "botanicals", ale glownie z "juniper berries" czyli jalowca.
2. Chinina ma bardzo gorzki smak. Do tego stopnia ze anglicy w indiach musieli sie do tego smaku przyzwyczajac przed choroba, aby mogli to pic latwiej jak dostali malarie. Z tego sie bierze "tonic water", czyli normalna woda gazowana z odrobina chininy.
3. Aby dalej, i przyjemniej, sie do smaku przyzwyczaic, dodawali do tonic water wlasnie Gin. Z tego mamy "Gin & Tonic". W tamtych czasach "tonic water" miala duzo wiecej chininy, wiec byla naprawde paskudna. Polecam poczytac: http://en.wikipedia.org/wiki/Gin_and_tonic
4. Aby chinina w dzisiejszej "tonic water" miala jakikolwiek efekt, teoretycznie musialo by sie wypic jej tyle ze sie wczesniej umrze z przepicia woda (z powodu ze woda wyplucze z ciala wszystkie mineraly, kwasy, itd, i sie po prostu przestanie dzialac). Polecam poczytac: http://en.wikipedia.org/wiki/Water_intoxication i tutaj http://en.wikipedia.org/wiki/Tonic_water
5. Organizm wcale chininy nie neutralizuje! Polecam poczytac: http://en.wikipedia.org/wiki/Quinine a szczegolnie "Quinine is not recommended for malaria prevention (prophylaxis) because of its side-effects and poor tolerability, not because it is ineffective. When used for prophylaxis, the dose of quinine sulfate is 300–324mg once daily, starting one week prior to travel and continuing for four weeks after returning." Do lat 40-tych chinina dzialala calkiem dobrze profilaktycznie i tez aby sie wyleczyc. Teraz mamy inne chemikalia. Inny problem to ze wirus sie do tego przyzwyczail, i powoli sie przyzwyczaja do nowoczesnych pastylek.
W sumie misio: Zapraszam do Mozambiku na wakacje. Ja wezme pastylki; Ty kupisz se karton Ginu na lotnisku, i chetnie zrobimy eksperyment.
1. Gin nie ma chininy! Gin jest robiony z wielu roslin (miedzy 5 a 12 normalnie) zwanymi "botanicals", ale glownie z "juniper berries" czyli jalowca.
2. Chinina ma bardzo gorzki smak. Do tego stopnia ze anglicy w indiach musieli sie do tego smaku przyzwyczajac przed choroba, aby mogli to pic latwiej jak dostali malarie. Z tego sie bierze "tonic water", czyli normalna woda gazowana z odrobina chininy.
3. Aby dalej, i przyjemniej, sie do smaku przyzwyczaic, dodawali do tonic water wlasnie Gin. Z tego mamy "Gin & Tonic". W tamtych czasach "tonic water" miala duzo wiecej chininy, wiec byla naprawde paskudna. Polecam poczytac: http://en.wikipedia.org/wiki/Gin_and_tonic
4. Aby chinina w dzisiejszej "tonic water" miala jakikolwiek efekt, teoretycznie musialo by sie wypic jej tyle ze sie wczesniej umrze z przepicia woda (z powodu ze woda wyplucze z ciala wszystkie mineraly, kwasy, itd, i sie po prostu przestanie dzialac). Polecam poczytac: http://en.wikipedia.org/wiki/Water_intoxication i tutaj http://en.wikipedia.org/wiki/Tonic_water
5. Organizm wcale chininy nie neutralizuje! Polecam poczytac: http://en.wikipedia.org/wiki/Quinine a szczegolnie "Quinine is not recommended for malaria prevention (prophylaxis) because of its side-effects and poor tolerability, not because it is ineffective. When used for prophylaxis, the dose of quinine sulfate is 300–324mg once daily, starting one week prior to travel and continuing for four weeks after returning." Do lat 40-tych chinina dzialala calkiem dobrze profilaktycznie i tez aby sie wyleczyc. Teraz mamy inne chemikalia. Inny problem to ze wirus sie do tego przyzwyczail, i powoli sie przyzwyczaja do nowoczesnych pastylek.
W sumie misio: Zapraszam do Mozambiku na wakacje. Ja wezme pastylki; Ty kupisz se karton Ginu na lotnisku, i chetnie zrobimy eksperyment.
Out of sorrow entire worlds have been built, out of longing great wonders have been willed.
Kiedys mozna bylo sie zaszczepic u lukesmburskiego Czerwonego Krzyza. Jesli to juz nie aktualne, to na pewno wiedza gdzie - zadzwon i zapytaj pod numerem 45 02 02 - 1
Jest jeszcze taki numer w Centre Hospitalier de Luxambourg, rue Barblé 4, tel. 45 02 02-1, ktory przy odrobinie szczescia okaze sie numerem Centre de Vaccination pour les Voyages Internationaux.
Przy okazji tutaj http://www.e-sante.be/fichiers/BE/Fr%20 ... 20LOGO.pdf
mozesz zobaczyc ciekawa tabele kraj / choroba / ryzyko.
Jest jeszcze taki numer w Centre Hospitalier de Luxambourg, rue Barblé 4, tel. 45 02 02-1, ktory przy odrobinie szczescia okaze sie numerem Centre de Vaccination pour les Voyages Internationaux.
Przy okazji tutaj http://www.e-sante.be/fichiers/BE/Fr%20 ... 20LOGO.pdf
mozesz zobaczyc ciekawa tabele kraj / choroba / ryzyko.
A ja proponuje Digi nie cytowac wikipedi w powaznych tematach Zreszta chyba mieszkales troche w karju czy krajach zagrozonych malaria. Jakos zyjesz i masz sie dobrze <rotfl>
Do Mozambiku? Nie dzieki, wystarczy mi spedzenie "troche" czasu w kraju ktory tam cytujesz/powolujesz. Tak wiec temat chininy, Ginu i pastylek znam baaardzo dobrze. Takze jego efekty uboczne, przyjemnosci lub nie oraz co robic zeby sie nie zarazic.
Tak naprawde to masz na to taki wplyw jak na populacje komarow. Nie lazic po blotach, nie lazic po slumsach, siedziec w kurorcie to nie bedzie problemu <mrgreen>
Do Mozambiku? Nie dzieki, wystarczy mi spedzenie "troche" czasu w kraju ktory tam cytujesz/powolujesz. Tak wiec temat chininy, Ginu i pastylek znam baaardzo dobrze. Takze jego efekty uboczne, przyjemnosci lub nie oraz co robic zeby sie nie zarazic.
Tak naprawde to masz na to taki wplyw jak na populacje komarow. Nie lazic po blotach, nie lazic po slumsach, siedziec w kurorcie to nie bedzie problemu <mrgreen>
Jedno o czym masz racje to o efektach ubocznych. Podrozowalem przez poludniowo-centralna afryke, wiec te pastylki jadlem i zajelo mi szesc miesiecy az doszlem do siebie. Spanie, itd...
Prawdziwi ludzie z afryki, czyli ja sie nie licze, tez nie jedza tych pastylek. Chronia sie pod wieczor od komarow, i mowia ze jest lepiej miec raz malarie i z tego wyjsc niz ciagle te pastylki brac.
Prawdziwi ludzie z afryki, czyli ja sie nie licze, tez nie jedza tych pastylek. Chronia sie pod wieczor od komarow, i mowia ze jest lepiej miec raz malarie i z tego wyjsc niz ciagle te pastylki brac.
Out of sorrow entire worlds have been built, out of longing great wonders have been willed.
Jedną z najlepszych metod zapobiegania malarii i żółtej febrze jest ograniczanie populacji komarów (chemiczna eliminacja larw, osuszanie bagien itp.). Na przykład w ten sposób na początku XX w. poradzono sobie z malarią i febrą w czasie budowy Kanału Panamskiego. Zrobiono to na tyle skutecznie, że podobno do dziś strefa Kanału jest wolna od chorób tropikalnychmisio pisze:Tak naprawde to masz na to taki wplyw jak na populacje komarow.
Racja tylko kto by chcial przezywac to w temp 40+ i 90% wilgotnosci...digilante pisze:Jedno o czym masz racje to o efektach ubocznych. Podrozowalem przez poludniowo-centralna afryke, wiec te pastylki jadlem i zajelo mi szesc miesiecy az doszlem do siebie. Spanie, itd...
Prawdziwi ludzie z afryki, czyli ja sie nie licze, tez nie jedza tych pastylek. Chronia sie pod wieczor od komarow, i mowia ze jest lepiej miec raz malarie i z tego wyjsc niz ciagle te pastylki brac.
No wlasnie, spanie to problem. Dlatego pije sie duuuuuzo GIN'u az sie padnie samemu a rano jest kolejny dzien.
Tak, ale to jednak jest niezbyt ekologiczne i w efekcie moze prowadzic do zaburzen ekosystemu... No nie mozna wszystkiego tak zmienic Poza tym, komary zawsze do czegos musza byc potrzebneanwi pisze:Jedną z najlepszych metod zapobiegania malarii i żółtej febrze jest ograniczanie populacji komarów (chemiczna eliminacja larw, osuszanie bagien itp.). Na przykład w ten sposób na początku XX w. poradzono sobie z malarią i febrą w czasie budowy Kanału Panamskiego. Zrobiono to na tyle skutecznie, że podobno do dziś strefa Kanału jest wolna od chorób tropikalnychmisio pisze:Tak naprawde to masz na to taki wplyw jak na populacje komarow.