Jowi pisze:Jak to siedział? To on nie stoi i nie podtrzymuje cię na duchu? Nie mów, że od tego też są położne?
Jowi, tak jest. Porod przyjmuje generalnie polozna, lekarz, jak napisaly poprzedniczki, jest od skomplikowanych przypadkow (no, chyba, ze akurat ma dyzur i sie nudzi, to pewnie przyjdzie). Ja rodzilam juz dosc dawno, i w Polsce, ale wygladalo to tak samo - najwazniejsza byla polozna. Wiec jak juz wiedzialam, gdzie bede rodzic (szpital mojej doktor prowadzacej, ktora notabene w terminie mojego porodu byla na nartach...), to zglosilam sie tam do szkoly rodzenia i umowilam z polozna prowadzaca zajecia, ze bedzie przy moim porodzie. Przyjechala, pomimo, ze wlasnie skonczyla dyzur i dotarla do domu... Pani doktor wpadla kilka razy zobaczyc, czy wszystko ok i wpadla na koniec - glownie po to, zeby pozszywac co sie "rozprulo". Natomiast mnie powalila kompletnie pediatra, ktora przychodzi zbadac kazdego "odebranego" wlasnie bobasa, jak weszla na sale z tekstem "o matko, a czemu to dziecko takie sine?!"...nie musze dodawac, co takie slowa moga znaczyc dla matki, ktora wlasnie co urodzila i nie widzi jeszcze swojego dziecka...
Jowi, ja tez z tych z cienka skorka - cala ciaze przeplakalam - niewiele mi bylo trzeba, zeby lzy mi lecialy strumieniem, zreszta po urodzeniu tez. Jak wychgodzilam ze szpitala z dzieckiem, to jakas pielegniarka na dowidzenia mi powiedziala "o rany, pani nie placze?!"...po czym sie oczywiscie rozplakalam...patrz, co hormony robia z kobieta w ciazy/w pologu/zreszta u mnie to trwalo prawie rok, czyli tak dlugo, jak dlugo karmilam piersia...
