Moze zaczne od takiego jednego malego disklajmerka - ja tam na polityce sie nie znam. Ze sparafrazuje: "czy ja wygladam na polityka? Jestem muzykiem" (ciekawe, czy pamietacie, z jakiego to filmu?

).
A teraz do rzeczy. Po pierwsze, fajnie jest byc zaszufladkownym jako "ruch obywatelski". Nie bardzo wiem, co to konkretnie mialoby znaczyc, ale brzmi dumnie. Moze wiec zostac. Po drugie - w sumie rozumiem koncepcje przeganiania Ambasady RP z Luksemburga. Taka moda, zeby niszczyc to, czego stworzenie kosztowalo nie tylko kupe kasy, ale takze kupe pracy wielu ludzi (nie tylko politykow i dyplomatow, ale takze szarych obywateli, takich, jak na przyklad piszacy te slowa). Po prostu zlikwidowac, bo jest moda na oszczedzanie bez wzgledu na to czy ma to sens czy nie. Liczy sie wynik. Zupelnie jak za komuny.
Obraza mnie tez osobiscie i doglebnie pisanie (przez Polaka, jak mniemam), ze 3000 polskich obywateli w Luksemburgu nie warte jest niczyjej uwagi. Nawet nie podejmuje sie komentowania takiego punktu widzenia. Moze jedynie skonkluduje – Drogie Kolezanki i Koledzy w luksemburskiej niedoli – wlasnie zostalismy wyslani przez kochanego rodaka do wszystkich diablow.
Poraza mnie natomiast poglad, ze ambasada jest po to, zeby dogadzac tym rachitycznym trzem tysiacom Polakow. Nawet ja – polityczny ignorant – wiem, ze przejawem totalnej politycznej ignorancji jest poglad, ze ambasada ma sluzyc obywatelom danego kraju mieszkajacym zagranica. Od tego jest przeciez konsulat. Ambasada ma za zadanie reprezentowac interesy danego kraju na terenie innego kraju i wobec wladz kraju w ktorym sie znajduje. Tak wiec to, czy w Luksemburgu jest Polakow trzech, trzystu czy trzysta tysiecy akurat dla zasadnosci istnienia Ambasady RP powinno miec znaczenie zgola marginalne. Zgola marginalnie Luksemburg jest zreszta traktowany przez przecietnego zjadacza polskiego chleba nad Wisla. Wiekszosc naszych obywateli pewnie nawet nie ma wyrobionego pogladu na temat, czy kraj ten znajduje sie na terenie UE (mam liczne dowody na to, ze mylony jest on w Polsce np. z Liechtensteinem). Nic wiec dziwnego, ze dla przecietnego Polaka istnienie Ambasady RP w Luksemburgu – drugim co do ilosci siedzib instytucji UE, oraz pierwszym (albo co najwyzej drugim) co do ilosci instytucji finansowych z calego swiata w Europie kraju – jest takim samym wynaturzeniem, jak utworzenie konsulatu honorowego RP na Bermudach albo na Przylądku Dobrej Nadziei. I moze niech tak zostanie? Przynajmniej dopoki, nam, spokojnie zyjacym w Luksemburgu Polakom, daje sie spokoj i szanse na niczym nieskrepowane "obywatelskie dzialanie".
Zabawne jest tez powolywanie sie na casus szwedzki w Luksemburgu. Bardzo mi sie podoba, bo trafia w samo sedno. Szwedzi nie maja w Luksemburgu ani ambasady ani praktycznie zadnego "ruchu obywatelskiego" (jesli nie liczyc Svetties & Friskies). Skutek? Praktycznie w Luksemburgu nie istnieja jako widoczna grupa mniejszosciowa. Nawet na Bazarze Miedzynarodowym trudno znalezc ich stand. W sumie to jest jakas koncepcja na miare UE (zwanej czesto przez kolegow p. Balceraka "eurokolchozem"). Koncepcja "niewychylania sie". Mnie niestety ta koncepcja zupelnie nie rajcuje. Taka ze mnie niespokojna dusza. Bede sie wychylal. I to niezaleznie od tego czy Ambasada w Luksemburgu bedzie czy nie. Tyle, ze z Ambasada latwiej niz bez, bo przynajmniej jest sie na czym wesprzec. Polacy w innych krajach maja przynajmniej jednostki typu Instytut Polski, ktore sa od promocji kultury polskiej za granica jak przyslowiowa... (dobra, to przyslowie moze wy****). Tu w Luxie, gdyby nie Ambasada, to promocja Polski odbywalaby sie chyba juz tylko za kase... luksemburskiego Ministerstwa Kultury. Troche obciach, nieprawdaz? Mysle, ze dopiero wtedy koledzy typu p. Balcerac by sobie folgowali na polskiej wladzy, bo to taki schemat – jak ktos cos robi – opieprzyc, ze robi. Jak nie robi - opieprzyc, ze nie robi.
Choc mozna na to spojrzec zawsze z innej strony: coraz wiecej moich przyjaciol – rdzennych Luksemburczykow (sic! tacy jeszcze istnieja!) – prawdziwie teskni za imprezami organizowanymi przez polska.lu. Ostatni taki sygnal odebralem nie dalej jak dzis... w kasie Filharmonii Luksemburskiej. Moze to wiec jest jakas koncepcja. Byl slynny "slon a sprawa polska" niech wiec bedzie "Luksemburg a sprawa polska". Wystarczy tylko przekonac Wiekiego Ksiecia, ze bez Polski, Polakow i polskiej kultury Luksemburg sobie nie poradzi i juz – mozna likwidowac polska Amabsade, bo do czegoz ona nam wtedy bedzie potrzebna? <mrgreen>
Mimo powyzszego, gdybym mial wybor, czy chce byc w Luksemburgu Szwedem czy Polakiem, to bez kozery oraz szowinizmu oraz polskiej hucpy i zaprzanstwa powiem, nawet pod przysiega i pregierzem – Polakiem, Polakiem wole byc w Luksemburgu, Panie-Kochanku! Howgh.