Na poczatku tego watku byla rozmowa o "alternatywie" dla administracji EU oraz publicznej. Kiedys na jednym forum internetowym jeden czlowiek (sympatuzujacy z UPR, ale to chyba nie jest az tak bardzo istotne) nakreslil 2 wersje zycia w kraju BEZ administracji. W kraju wg. niego idealnym. Jak go przeczytalem to sie wystraszylem...
Aha, ten koles piszac kolchoz ma na mysli Unie Europejska. Przeczytajcie i powiedzcie co o tym sadzicie. Ja osobiscie zauwazylem mase sprzecznosci.
A. opcja demiurga-kreatora:
1. wyjście z kołchozu,
2. przejście do rządów autorytarnych lub radykalnie ograniczonej demokracji
(pobierający socjal i utrzymywani z podatków nie mają prawa głosu)
2. 95 proc. urzędasów na bruk,
3. przegląd prawa z założeniem, że 95 proc. prawa gospodarczego jest do
likwidacji (w to wchodzi mnóstwo rzeczy np. całkowite uwolnienie zawodu
adwokata i radcy), a inne działy prawa do radykalnego uproszczenia
4. wtedy gospodarka rusza z kopyta i można zaczynac cięcie socjalu - docelowo
do zera, obniżka podatków odbywa się nieco wolniej niż następuje wzrost wpływów
podatkowych - państwo przejmuje obowiązek wypłacania emerytur ludziom okradanym
przez zus, reszta odkłada na starośc sama. gdyby były protesty przeciw
likwidacji socjalu - patrz p. 6 ;-)
5. wzmocnienie aparatu sprawiedliwości (ale wraz z sensownym przeprojektowaniem
jego funkcjonowania, np. maksymalne wykorzystanie budynków - sądy pracują na
dwie zmiany, docelowo: najtrudniejsze sprawy są ostatecznie rozstrzygane w
ciągu kilku tygodni)
6. wzmocnienie policji i wojska (ale paradoksalnie szczególnie w przypadku
wojska może to się wiązac z redukcją zatrudnienia), poza tym ograniczenie
dziedzin którymi zajmuje się policja (radykalne ograniczenie jeśli chodzi o
ruch drogowy i całkowita likwidacja ścigania za narkotyki), policja jest od
zapewnienia porządku i bezpieczeństwa uczciwym obywatelom - wszelkie próby
zakłócenia porządku publicznego będą BEZWZGLĘDNIE udaremniane.
7. rozważenie powrotu do złotej waluty
Po 10-20 latach takiej polityki (roczny wzrost gospodarczy rzędu 15 proc.)
możemy wrócic do tematu 'jednoczenia Europy', tym razem na naszych warunkach,
oczywiście jeśli będziemy jeszcze graniczyc z narodami europejskimi a nie z
jakimś kalifatem opartym na prawie szariatu ;-)
B. opcja realistyczna:
1. za wszelką cenę ograniczyc pogłębianie integracji kołchozu
2. wszelkimi środkami ograniczac nasze zobowiązania wobec kołchozu
3. wszelkimi środkami wyrywac jak najwięcej z kasy kołchozu
4. stopniowo redukowac biurokrację
5. stopniowo upraszczac prawo (w tym np. koniec penalizacji narkotyków)
6. odebranie prawa głosu biorącym socjal i utrzymywanym z podatków
7. państwo przejmuje wypłatę emerytur okradanym przez zus, reszta radzi sobie
sama
8. rozważenie powrotu do złotej waluty
9. ograniczenie demokracji, próba wyjścia z kołchozu w oparciu o sojusz z
jakimś silnym partnerem.
Adrenalina
Moderator: LuxTeam
W sprawie kosztów i efektywności, poruszanych wcześniej wątków.
Sam pracowałem w firmie realizującej strategię kosztową. Jednak minimalizacja kosztów całkowitych na poziomie oddziału w moim odczuciu nie wydawała się najkorzystniejsza, choć być może ekonomicznie uzasadniona. Mnogość czynników, relacji i zależności a przede wszystkim bardzo nikła analiza na rynku, nie pozwalały jednoznacznie ustalić poprawności szczegółowych rozwiązań kosztowych. Kierownictwo oddziału brało udział w wyścigu obniżania kosztów a ich wyniki konfrontowano z osiągnięciami pozostałych oddziałów na terenie kraju. Zwycięzcy byli nagradzani a przegrani zwalniani. W efekcie takiej rywalizacji koszty całkowite były obniżane do „absolutnego” min. Oszczędności dotykały wszystkiego. Zaczynało się od pracowników, podwykonawców a nawet klientów (opóźnianie wysyłki materiałów eksploatacyjnych, nie dostarczanie towarów w ustalonych terminach, aby lepiej zamknąć miesiąc). Kiedy okazało się, że przybędzie międzynarodowa grupa kontrolna, to ściany budynku administracji i magazynów malowane były w nocy, sadzono drzewka, naprawiano oświetlenie itp.
Oszczędności prowadziły do ciągłych starć z podwykonawcami, pracownikami oraz klientami. Malała jakość świadczonych usług. Firma miała już zbudowaną markę i pozwalała sobie na takie zagrywki. W efekcie uzyskano dużą zdolność do minimalizowania kosztów, ale czy to dawało przewagę nad konkurentami? Centrala nie ingerowała zbytnio w finanse dobrze zarabiających autonomicznych oddziałów, nie badała też relacji z klientami w zadowalającym stopniu. Od tego byli przedstawiciele handlowi, którzy skargi przyjmowali ze wstydem, ale nic z tym nie mogli zrobić, bo musieliby zameldować w centrali na swojego kierownika, że ‘oszczędza’ na klientach. Czasami tylko podpowiadali im, aby sami poskarżyli się na najwyższym krajowym szczeblu bez ich udziału. Część z nich rozwiązywała umowy, ale prężnie działający przedstawiciele nadrabiali rachunek pozyskując nowych. Bilans ulegał niewielkim wahaniom. Centrala skrzętnie korzystała z wszelkich odliczeń podatkowych inwestując, rozbudowując logistykę i administrację, kupując i przysyłając nam coraz to nowsze samochody służbowe. Takie przyzwyczajenia w obchodzeniu się z klientami, zniekształcenia w rozumowaniu strategii kosztowej ciągły się latami. Przy odpowiednim zaangażowaniu sił i środków na poziomie oddziału, efekt finansowy mógłby okazać się niewspółmiernie większy. Mógłby, ale czy na pewno? Dlaczego firma zrezygnowała ze strategii „wyróżniania się” jakością świadczonych? Czy Centrala opływająca w luksusie nie miała klapek na oczach? Czy to Polska mentalność do spoczywania na laurach? Zarząd nie miał przecież do końca pojęcia, co się dzieje się na poziomie oddziałów, podobnie jak Centrala Europejska. Dodam tylko, że usługi były świadczone w 90 % w terenie u klienta, więc jest to zgoła odmienna sytuacja. Dzięki indywidualnym skłonnością kierownika do oszczędności w wyścigu szczurów zajmowaliśmy czołowe miejsce ku ogólnemu zadowoleniu zarządu i niezadowoleniu całej załogi wraz z bystrzejszymi klientami. Wyjątek? Patologia? Efektywność?
Sam pracowałem w firmie realizującej strategię kosztową. Jednak minimalizacja kosztów całkowitych na poziomie oddziału w moim odczuciu nie wydawała się najkorzystniejsza, choć być może ekonomicznie uzasadniona. Mnogość czynników, relacji i zależności a przede wszystkim bardzo nikła analiza na rynku, nie pozwalały jednoznacznie ustalić poprawności szczegółowych rozwiązań kosztowych. Kierownictwo oddziału brało udział w wyścigu obniżania kosztów a ich wyniki konfrontowano z osiągnięciami pozostałych oddziałów na terenie kraju. Zwycięzcy byli nagradzani a przegrani zwalniani. W efekcie takiej rywalizacji koszty całkowite były obniżane do „absolutnego” min. Oszczędności dotykały wszystkiego. Zaczynało się od pracowników, podwykonawców a nawet klientów (opóźnianie wysyłki materiałów eksploatacyjnych, nie dostarczanie towarów w ustalonych terminach, aby lepiej zamknąć miesiąc). Kiedy okazało się, że przybędzie międzynarodowa grupa kontrolna, to ściany budynku administracji i magazynów malowane były w nocy, sadzono drzewka, naprawiano oświetlenie itp.
Oszczędności prowadziły do ciągłych starć z podwykonawcami, pracownikami oraz klientami. Malała jakość świadczonych usług. Firma miała już zbudowaną markę i pozwalała sobie na takie zagrywki. W efekcie uzyskano dużą zdolność do minimalizowania kosztów, ale czy to dawało przewagę nad konkurentami? Centrala nie ingerowała zbytnio w finanse dobrze zarabiających autonomicznych oddziałów, nie badała też relacji z klientami w zadowalającym stopniu. Od tego byli przedstawiciele handlowi, którzy skargi przyjmowali ze wstydem, ale nic z tym nie mogli zrobić, bo musieliby zameldować w centrali na swojego kierownika, że ‘oszczędza’ na klientach. Czasami tylko podpowiadali im, aby sami poskarżyli się na najwyższym krajowym szczeblu bez ich udziału. Część z nich rozwiązywała umowy, ale prężnie działający przedstawiciele nadrabiali rachunek pozyskując nowych. Bilans ulegał niewielkim wahaniom. Centrala skrzętnie korzystała z wszelkich odliczeń podatkowych inwestując, rozbudowując logistykę i administrację, kupując i przysyłając nam coraz to nowsze samochody służbowe. Takie przyzwyczajenia w obchodzeniu się z klientami, zniekształcenia w rozumowaniu strategii kosztowej ciągły się latami. Przy odpowiednim zaangażowaniu sił i środków na poziomie oddziału, efekt finansowy mógłby okazać się niewspółmiernie większy. Mógłby, ale czy na pewno? Dlaczego firma zrezygnowała ze strategii „wyróżniania się” jakością świadczonych? Czy Centrala opływająca w luksusie nie miała klapek na oczach? Czy to Polska mentalność do spoczywania na laurach? Zarząd nie miał przecież do końca pojęcia, co się dzieje się na poziomie oddziałów, podobnie jak Centrala Europejska. Dodam tylko, że usługi były świadczone w 90 % w terenie u klienta, więc jest to zgoła odmienna sytuacja. Dzięki indywidualnym skłonnością kierownika do oszczędności w wyścigu szczurów zajmowaliśmy czołowe miejsce ku ogólnemu zadowoleniu zarządu i niezadowoleniu całej załogi wraz z bystrzejszymi klientami. Wyjątek? Patologia? Efektywność?
wracajac do tematu glownego raz jeszcze wrzuce moje doswiadczenia z Polski:
- jak szczegolowo opisalem, sektor bankowy nie chcial/nie byl w stanie zrezygnowac ze swoich sztywnych regul, ale co ciekawe
polska administracja publiczna mimo braku przepisow wykonawczych (zawarto jedynie umowe miedzynarodowa, ale nie zmieniono rozporzadzen wykonawczych) znalazla mozliwosc, zeby
- zarejstrowac na polskich rejestracjach samochody tych niemcow, mimo braku zameldowania w polsce i karty stalego pobytu!
- umozliwisc uproszczony przeglad techniczny. Ja mialem np. amerykanski samochod z amerykanskimi migaczami, ktore nie odpowiadaly polskim przepisom. mimo to dostalem bez problemow polski dowod rejestracyjny
- nawet taki sztywniacki urzad celny zgodzil sie wprowadzic specjalna procedure na import samochodow do uzytku osobistego bez VATu i akcyzy.
Po co to pisze, nikt z polskiej administracji publicznej nie mial z tego powodu zadnych zyskow, ale po "burzy mozgow" na szczeblu kierowniczym te niby zbedne urzedasy znalazyly na wszystko rozwiazanie.
Banki nie byly w stanie.....
Kto tu sie wykazuje elastycznoscia??? ;-)
- jak szczegolowo opisalem, sektor bankowy nie chcial/nie byl w stanie zrezygnowac ze swoich sztywnych regul, ale co ciekawe
polska administracja publiczna mimo braku przepisow wykonawczych (zawarto jedynie umowe miedzynarodowa, ale nie zmieniono rozporzadzen wykonawczych) znalazla mozliwosc, zeby
- zarejstrowac na polskich rejestracjach samochody tych niemcow, mimo braku zameldowania w polsce i karty stalego pobytu!
- umozliwisc uproszczony przeglad techniczny. Ja mialem np. amerykanski samochod z amerykanskimi migaczami, ktore nie odpowiadaly polskim przepisom. mimo to dostalem bez problemow polski dowod rejestracyjny
- nawet taki sztywniacki urzad celny zgodzil sie wprowadzic specjalna procedure na import samochodow do uzytku osobistego bez VATu i akcyzy.
Po co to pisze, nikt z polskiej administracji publicznej nie mial z tego powodu zadnych zyskow, ale po "burzy mozgow" na szczeblu kierowniczym te niby zbedne urzedasy znalazyly na wszystko rozwiazanie.
Banki nie byly w stanie.....
Kto tu sie wykazuje elastycznoscia??? ;-)