Przełomy Renu w jeden dzień lub dwa

Te dalekie i te całkiem bliskie...
Awatar użytkownika
anwi
Posty: 965
Rejestracja: 26-09-2006, 08:37
Lokalizacja: Gdzie psy ...szczekają

Przełomy Renu w jeden dzień lub dwa

Post autor: anwi »

Ren to największa rzeka Europy Zachodniej. Bierze swój początek w Alpach Szwajcarskich, przepływa przez Szwajcarię, Austrię, Liechtenstein, Francję, Niemcy i uchodzi w Holandii do Morza Północnego. W środkowym jego biegu, pomiędzy Moguncją a Koblencją, znajduje się bodaj najpiękniejszy jego odcinek – przełom Renu. Płynący wartkim nurtem, skręcający co chwilę Ren przecina fantastyczne wzgórza, mijając niezliczone zamki na skałach – krajobraz jak ze starogermańskich legend.

Aby tam dojechać, mamy dwie możliwości – albo jedziemy do Moguncji (czyli niemieckie Mainz, drogą na Hahn), albo autostradą A1 podążamy do Koblencji. Jest jeszcze wariant dłuższy – możemy zwiedzić dolinę Mozeli od Trewiru do Koblencji. My wybraliśmy wariant pierwszy – pojechaliśmy drogą na Hahn niemal do Moguncji (Mainz), jednak wcześniej zjechaliśmy z autostrady na Bingen. W tym średniej wielkości miasteczku, którego profil architektoniczny nie budzi dziś żadnych pozytywnych refleksji, legenda i duch jedynej znanej jego mieszkanki – Hildegardy z Bingen – zdaje się być wiecznie żywy, a obecność patronki zaznaczana na każdym niemal kroku. Samo Bingen nie jest może najciekawszym miejscem do zwiedzania, ale z pewnością warto zobaczyć Burg Klopp (XIX-wieczna kopia) na wzgórzu, bazylikę św. Marcina z XV w. (niezwykłą, bo składającą się z dwóch kościołów, z romańską kryptą, będącą pozostałością po wcześniejszej świątyni z XI w.) oraz Muzeum Historyczne w dawnej elektrowni, gdzie można zwiedzić wystawę upamiętniającą życie i twórczość przeoryszy Hildegardy – jednej z najważniejszych postaci kobiecych średniowiecznej Europy, znanej z tego, iż była pierwszą, nieanonimową kobietą sztuki – jej pasją było bowiem komponowanie muzyki.

Po krótkim zwiedzaniu można przeprawić się promem na drugi brzeg rzeki – do Rüdesheim. Trzeba pamiętać, że na całym odcinku od Moguncji do Koblencji nie ma mostów, ale w wielu miejscowościach kursują promy zabierające na pokład od kilku do kilkunastu samochodów. Czas przeprawy to kilka minut, czasem trzeba chwilkę zaczekać na prom – my w zasadzie nie czekaliśmy dłużej niż kilka-, kilkanaście minut. Koszt to ok. 4 euro (za samochód osobowy) plus czasem 1 euro za każdego pasażera (według uznania kasującego), płatne na promie. Warto także zauważyć, że jeśli chcemy dokładnie zwiedzić mijane miejscowości i zamki, to należy wcześniej pomyśleć o noclegu. Wprawdzie co krok natrafiamy tutaj na hotele, pensjonaty i pokoje dla turystów, jednak w sezonie chyba bezpieczniej będzie zarezerwować sobie jakieś miejsce, bowiem turystów odwiedzających przełom Renu jest zatrzęsienie.

Rüdesheim jest znacznie bardziej atrakcyjne turystycznie niż Bingen. Już podczas przeprawy zauważyć można stojącą pośrodku rzeki Mysią Wieżę z XIV w., obecnie będącą punktem nawigacyjnym. Liczne atrakcje turystyczne znaleźć można tutaj.

Ruszając z Bingen lub Rüdesheim w dalszą drogę, warto wyciągnąć wnioski z pewnej prawidłowości, jaka związana jest z rozmieszczeniem atrakcji turystycznych wzdłuż Renu w tym rejonie. Otóż większość zamków oraz godnych odwiedzenia miejscowości znajduje się po lewej stronie rzeki. Dlatego amatorom zwiedzania średniowiecznych warowni lub nadreńskich lokali gastronomicznych polecam od razu trasę po tej stronie rzeki. Z kolei strona prawa zapewnia przede wszystkim kontakt z przyrodą poprzez bliskość niedostępnych skał, urwisk i gęstych lasów. Tu zresztą, po prawej stronie właśnie, znajduje się cel pielgrzymek setek zakochanych i nieszczęśliwych w miłości – skała Loreley. Z pewnością także z tego brzegu znacznie okazalej prezentują się znajdujące się po przeciwnej stronie Renu zabytkowe budowle.

Jadąc drogą w stronę Koblencji, co chwilę mijamy wzgórza z zamkami, jak np. Burg Rheinstein, Lorch, Bacharach z romantycznymi ruinami, Kaub z bodaj najczęściej fotografowanym symbolem Nadrenii-Palatynatu – Pfalzgrafenstein, który był stacją pobierania myta. Zdecydowana większość tych nieruchomości jest dostępna dla turystów. Warto też pozwiedzać mijane miejscowości.

Po lewej stronie rzeki w Oberwesel, na długości 3 km, wznoszą się wspaniałe fortyfikacje (podobno najwspanialsze z zachowanych w Nadrenii). Za miejscowością Kaub, na prawym brzegu, ok. 8 km na północ znajduje się St. Goarshausen. Przed wjazdem do miasta wznosi się sławne urwisko Loreley, opiewane m.in. przez Heinricha Heinego, gdzie wg legendy siadywała syrena, która czesząc włosy, wabiła swoim śpiewem żeglarzy. Wg innej legendy – pod skałą został zakopany skarb Nibelungów. Ren zakręca tutaj niemal o 90 stopni, nic więc dziwnego, że miejsce miało to niegdyś złą sławę. Na szczyt urwiska prowadzą schody, po których wygodnie można się wspiąć, by z góry zobaczyć wijący się Ren i okoliczne wzgórza.

Ponad St. Goarshausen wznosi się Burg Katz, a kilka kilometrów dalej – konkurencyjny Burg Maus, który obecne jest stacją hodowli orłów i sokołów.

Jeśli nie zrobiliśmy tego w St. Goar, to możemy przeprawić się na drugi brzeg Renu w Boppard. Krajobraz tu nagle wygładza się – strome urwiska zamieniają się w łagodne zbocza pokryte winnicami. Z pewnością warto powłóczyć się wąskimi uliczkami miasteczka, z maleńkimi krzywymi domkami (wiele z nich stało już tutaj w XIV w.), zwiedzić późnoromański kościół św. Sewera z XIII w., gotycki kościół Karmelitanów ze stojącą w niszy przy wschodnim wejściu XIV-wieczną figurą Matki Boskiej Winogron. Przy końcu Kirchgasse zobaczyć możemy świetnie zachowane pozostałości rzymskich murów obronnych. W północnej części miasta znajduje się wyciąg krzesełkowy, którym wyjechać możemy na wzniesienie z punktem widokowym zwanym Widok Czterech Jezior – Ren wije się tutaj między wzgórzami, tworząc jakby cztery osobne odcinki. Boppard jest też dobrym miejscem na przerwę obiadową. W miasteczku, szczególnie przy ciągnącej się wzdłuż Renu promenadzie, nie brakuje wszelakiego rodzaju restauracji, knajpeczek czy barów, gdzie można zjeść całkiem niedrogo typowe dla kuchni niemieckiej dania oraz napić się lokalnego, dobrej jakości reńskiego wina.

Wycieczkę kończymy w Koblencji – pięknym mieście założonym, jakżeby inaczej, przez Rzymian. To właśnie tutaj w 1823 r. Karl Baedeker zaczął wydawać serię swoich przewodników. Punktem, od którego warto zacząć zwiedzanie, mógłby być Deutsches Eck – miejsce, w którym Mozela wpada do Renu. Pod koniec XIX w. wzniesiono tutaj gigantyczny pomnik cesarza Wilhelma I na koniu. Niedaleko tego miejsca znajduje się romańska kolegiata św. Kastora. Inne ciekawe zabytki Koblencji to żuraw portowy na nadbrzeżu Renu (Rheinkran), mieszczący dziś restaurację, Deutscher Kaiser, XVI-wieczna kamienica w kształcie wieży czy Florinsmarkt z romańsko-gotyckim kościołem św. Floriana. Wysoko nad miastem wzniesiono jedną z najpotężniejszych na świecie twierdz. Bardzo ciekawą topografię posiada też stare miasto w Koblencji. Pozbawione niemal głównego placu (rynku), składa się w znacznej mierze z krzyżujących się pod przeróżnymi kątami małych uliczek. Większość z nich to deptaki, usiane przepięknymi kamieniczkami, toteż wieczorny spacer zaułkami starego miasta powinien dostarczyć wielu pozytywnych wrażeń.

Z Koblencji najwygodniej wrócić do Luksemburga autostradą A1. Chyba że jesienną porą mamy ochotę na przejażdżkę doliną Mozeli...

* * *

Trochę liczb:
– odległość z Luksemburga do Bingen – 170 km,
– odległość z Bingen do Koblencji – 80 km,
– odległość z Koblencji do Luksemburga – 180 km.
Czas trwania wycieczki – 8–14 godzin (w zależności od programu zwiedzania).
Koszt przeprawy promem przez Ren – ok. 4 euro od samochodu + ew. 1 euro od osoby.

* * *

I tradycyjnie już galeria zdjęć
Ostatnio zmieniony 01-01-1970, 01:00 przez anwi, łącznie zmieniany 4 razy.
IK
Posty: 90
Rejestracja: 21-08-2007, 15:44
Lokalizacja: Skarżysko/Warszawa/Luksemburg

Ruedesheim i Koblencja

Post autor: IK »

Miałam już okazję pokonać trasę Luksemburg-Koblencja-Ruedesheim pociągiem, i szczególnie w drodze powrotnej jest to wspaniała podróż z pięknymi widokami, prawie cały czas wzdłuż brzegu Renu.
Natomiast moje wrażenia z Ruedesheim są raczej inne - to prawda, że miasto jest bardzo malowniczo położone, otoczone winnicami itd. Ale nigdy chyba nie zetknęłam się z takim kiczem, a znajomi Niemcy mnie ostrzegali :)). W momencie mojej tam prawie dwudniowej wizyty miasteczko było pełne turystów, raczej autokarowych emerytów szukających tanich pamiątek, ale też obwieszonych złotem i pierścieniami nowobogackich. Co krok pełno było kiczowatych, przesłodzonych sklepików z tandetą i ogólnie miałam wrażenie, że jestem w jakims niemieckim swojskim disneylandzie... Hotel też był dziwny, wyłożony zielonym pluszem i klaustrofobiczny, a całą noc pod oknem duża grupa śpiewała niemieckie piesni...:)) Jeśli dobrze pamiętam, to także w Ruedesheim znajduje się monumentalny i megalomański pomnik Wilhelma I, podobny do tego w Koblencji...
Tak więc powiedziałam sobie, że moja noga już tam nie postanie :))
Ku pocieszeniu zatrzymałam się w Trewirze, gdzie w kiosku na dworcu mozna kupić "Politykę", co znacznie poprawia humor :))
MaWi
Posty: 3662
Rejestracja: 18-09-2006, 16:41

Post autor: MaWi »

No, coz... ja mysle, ze kolezance anwi chodzilo bardziej o porownanie Rudesheim z Bingen, ktore oprocz swojej muzycznej patronki, jednego zamku (zreszta neo) oraz pięknego skądinąd kościoła, ma do zaoferowania niewiele wiecej ponad socrealistyczny pejzaz (vide -> fotozalacznik). Natomiast w skali bezwzglednej jest oczywiscie conajmniej 357 innych miast w Niemczech, ktore warto odwiedzic znacznie bardziej niz Rudesheim.
Załączniki
Soc-Bingen.jpg
ODPOWIEDZ