Strona 3 z 4

: 01-02-2008, 12:40
autor: kajapapaja
moja koleżanka ma 3 letniego syna, chodzi do naszego unijnego żłobka (dlaczego go wszyscy nazywają parlamentarnym, nie mam pojęcia), a sama pracuje 60% part-time co wygląda tak, że przychodzi od pon do czw do pracy w godz. 9.30-16.30
I maluch jest szczęśliwy, a ona zadowolona z życia i z pracy

: 01-02-2008, 12:42
autor: bamaza42
mru pisze:1.Wielu osobom zajmowanie sie przez cały dzień wyłącznie dzieckiem po prostu nie wystarcza do szczęścia.
No coz, posiadanie dziecka zmienia zycie, wywraca do gory nogami i wymaga poswiecenia....
mru pisze:2.Powrót do pracy po 5 latach (typowa sytuacja: 2 dzieci pod opieka jednego z rodziców do 3 roku życia, nie wspominam o rodzinach z więcej niż dwójką) jest bardzo trudny, a czasem niemożliwy. Efekt: wybór zajęcia sie dziećmi przez pare lat skutkuje kariera „domowa” na resztę życia. Oczywiście wszystko zależy od zawodu, możliwości podjęcia na nowo studiów itd
Ale przeciez nikt nikogo nie zmusza do "mienia" dzieci - jedno po drugim - przeciez posiadanie dziecka/dzieci mozna zaplanowac...chyba... i "pogodzic" jakos z kariera zawodowa... I nie powiem tu, ze trzeba wybierac - albo kariera zawodowa, albo dzieci, choc sama z tzw. kariery/rozwoju zawodowego w jakis naturalny sposob zrezygnowalam...
mru pisze:3.Współmałżonek może stracić prace, zachorować itp, może nam sie przydarzyć rozwód. Efekt: druga osoba zostaje bez możliwości utrzymania siebie i dzieci.
To jest sprawa losowa - ale jak sie do tego ma posylanie dziecka do zlobka?....ze jak maz chory, to zona daje dziecko do zlobka i idzie do pracy? - no coz- sila wyzsza...
mru pisze:.Male dzieci dobrze znoszą żłobek m in dlatego, ze przez znaczna cześć spędzonego tam czasu czasu spia. Typowy dzień mojego rocznego syna (taki sam w żłobku i w domu)
tak, harmonogram ten sam, panie opiekunki w zlobku (pewnie) mile, brakuje jednego "tylko" - mamy....

No, ale jak powiedzialam wyzej - mus to mus, nie ma rady, zwlaszcza tutaj, przy innych niz w PL rozwiazaniach opieki socjalnej... I ZADNA mama nie powinna miec wyrzutow sumienia - jezeli sytuacja jest taka a nie inna, po prostu nie ma wyboru i nie ma czego sobie wyrzucac. A poczucie winy u rodzica rowniez nie wplywa dobrze na rozwoj emocjonalny dziecka...

: 01-02-2008, 13:57
autor: mru
Tu jest roznica w naszym podejsciu: ja nie uwazam, ze wychowywanie dzieci wymaga poswiecenia i skazuje rodzicow na rozmaite "musy". Mysle, ze istnieja rozwiazania satysfakcjonujace dla dzieci i rodzicow, jesli nie w 100% to w 90%. A potrzeba perfekcji w byciu rodzicem jest prawdopodobnie glowna przyczyna tego, ze tak wiele osob nie decyduje sie na dzieci w ogole.

Co do przypadkow losowych to wspomnialam o nich bo mysle, ze niektorzy (niestety zwykle kobiety) pochopnie rezygnuja z pracy zawodowej myslac w perspektywie kilku, a nie kilkunasty (-dziesieciu) lat, nie wspominajac juz o emeryturze. Po prostu oparcie bytu rodziny na pracy tylko jednego z rodzicow jest dla mnie zbyt ryzykowne.

Co do rozkladu dnia, to przytoczylam go gdyz mysle, ze dziecku jest obojetnie czy spi w domu z mama, lub niania czy w zlobku z opiekunka. A na spaniu spedza polowe czasu w ktorym rodzice pracuja.

Co do problemow emocjonalnych to ciekawa bylabym nie teorii, ale badan nad roznicami w rozwoju dzieci "zlobkowych" i "domowych".

: 01-02-2008, 14:16
autor: bamaza42
mru pisze:Tu jest roznica w naszym podejsciu: ja nie uwazam, ze wychowywanie dzieci wymaga poswiecenia i skazuje rodzicow na rozmaite "musy".
I tu juz chyba zaczyna sie roznica w tym, co "wynosimy" z domu, albo jaki mamy do tego stosunek...byc moze moi rodzice wlasnie za bardzo sie "poswiecali", nie traktujac tego przy tym kompletnie w takich kategoriach zreszta... I dlatego ja tez nie potrafie inaczej...kwestia wzorcow?... A dodam, ze moja mama pracowala caly czas zawodowo, bo wowczas po prostu nie bylo innej mozliwosci - urlopow wychowawczych nie bylo, a 1 pensja nie wystarczala na utrzymanie 4-osobowej rodziny. Nami, do pojscia do przedszkola, opiekowala sie niania.

Musze przy tym powiedziec, ze podjelam raz probe ze zlobkiem, bo wlasnie chcialam pracowac (mialam wtedy mozliwosc pracy na dosc luznych zasadach, w domu). Dziecko mialo 2,5 roku, nie robilo wielkich problemow z chodzeniem do zlobka (pod warunkiem, ze byla ta jedna, okreslona opiekunka... ;) ), ale jak widzialam mine mojego dziecka, ktore po wyjsciu z domu milklo i szlo tam jak na sciecie, bez entuzjazmu - ja wracalam do domu i ryczalam.... a wiec z pracy nici, dziecko zaczelo lapac infekcje (jak to w zlobku/przedszkolu, normalka), wiec po kolejnej, dosc powaznej - poddalam sie i zabralam dziecko ze zlobka. Za rok poszlo normalnie do przedszkola, a ja normalnie do pracy...

: 01-02-2008, 14:26
autor: mru
No tak, a ja mam troje dzieci "zlobkowych" i same dobre doswiadczenia. Problemow emocjonalnych tez na razie nie zauwazylam, a jesli za pare lat sie pojawia to zwale na panie ze zlobka :p
Pozdrawiam

: 01-02-2008, 15:03
autor: oksy
Drogie Panie,

nie zadręczajmy się nawzajem.

Znam sytuację z obu stron: matki domowej i matki pracującej. Kiedy urodził się mój starszy syn, przerwałam pracę na 3,5 roku. Chciałam wrócić do pracy, ale kiedy się urodził, zmieniłam zdanie. Nie wyobrażałam sobie, że go zostawię. żłobek nie wchodził w grę, z opiekunki zrezygnowałam po rozmowie z dwiema kandydatkami. Szarpałam się strasznie, w dniu, kiedy miałam wrócić do pracy, zadzwoniłam powiedzieć, że nie wracam. To było w czasach szalejącego bezrobocia, z niepracującym mężem, a pracowałam w zawodzie na tyle wolnym, że nie zostawiałabym dziecka na cały dzień. Ale zostałam w domu. Wzorowa matka? Różnie. Przez ponad trzy lata był z rodzicami na okrągło, może kilka razy został z babcią, z nikim obcym nigdy. Był związany ze mną ogromnie, wrażliwy, bez mamy nie chciał nigdzie wyjść, każde nowe doświadczenie go przerażało. Nie mogłam się zamknąć w łazience, o wyjściu wieczorem nie było mowy...

Drugie dziecko urodziło się w Luksemburgu. Od razu było wiadomo, że albo pójdzie do żłobka, albo się nie urodzi. Może powinnam była zrezygnować z dziecka, wiedząc, że nie zdołam z nim być 24 godziny na dobę? Tak by może zrobiła wrażliwa matka, wiedząc, że serce jej będzie pękać w żłobku... Ja zdecydowałam inaczej. Pracowałam do ostatniej chwili ciąży, żeby uzbierać urlop macierzyński. Dziecko poszło do żłobka, mając dokładnie rok. Przyzwyczaiło się bez problemu - oczywiście, na początku płakało, nawet teraz czasem płacze, ale zwykle biegnie do opiekunki i pakuje się jej na kolana. Przystosowało się o wiele łatwiej, niż brat, który poszedł do przedszkola - na 4 godziny dziennie! - jako trzylatek. Kiedy przychodzę po południu, często chce się jeszcze pobawić. Jest odważniejsze, bardziej asertywne, chętniej nawiązuje kontakty niż brat w tym samym wieku. I bardzo ładnie mówi, może dlatego, że nie ma przez cały dzień mamy, która i tak zrozumie, więc się mobilizuje, żeby opiekunce przekazać myśl. W domu nie trzyma się mojej spódnicy, tylko bawi się z bratem, z tatą, realizuje własne pomysły. Rozwija się bardzo dobrze, żadnych problemów emocjonalnych nie zauważyłam. Czy to zasługa żłobka? Czy po prostu jest to inne dziecko, inna osobowość? Wszystko po trochu pewnie.

Jedno mogę powiedzieć na pewno - pracującej matce jest trudniej. Brak czasu, brak snu, ciągłe poczucie, że nie panuje się nad wszystkim, że nie ma kiedy posprzątać, poczytać sobie i dziecku, iść do fryzjera... Myślę, że jakiś psycholog powinien zrobić badania, z których na pewno wyniknie, że to jest bardzo, bardzo niedobrze.

: 01-02-2008, 15:19
autor: bamaza42
oksy pisze:pracującej matce jest trudniej. Brak czasu, brak snu, ciągłe poczucie, że nie panuje się nad wszystkim, że nie ma kiedy posprzątać, poczytać sobie i dziecku, iść do fryzjera...
Nie chce nikogo absolutnie dreczyc... :) To wlasnie mialam na mysli, mowiac o poswieceniach i, jak to mru nazwala, "musach", zwiazanych z posiadaniem dzieci...i nie dotyczy to jedynie matki pracujacej, a rodzica kazdego... I tez tu zalezy wiele, mysle, od podejscia... Bo dla mnie na przyklad w momencie urodzenia dziecka - skonczyly sie wyjscia gdziekolwiek - do kina na przyklad, do znajomych...skonczyly sie wyjazdy na narty...(niestety jak podroslo - nie mialam mozliwosci), itd... troche bylo mi zal, ale pogodzilam sie...nie mialam innego wyjscia, a pierwsze 3 lata nie pracowalam w zasadzie... Patrze nieraz z zazdroscia, jak inne kobiety potrafia sie "urzadzic", nie rezygnujac z niczego doslownie - dziecmi zajmuja sie babcie, nianie, a ona jedzie - na narty - bo przeciez zawsze jezdzila....nad morze do hotelu z kortami - bo przeciez musi odpoczac, pograc w tenis... ze znajomymi na wypad majowy - przeciez jezdzila od lat, dlaczego mialaby rezygnowac?.... Ja tak nie potrafilam, moze moja strata. A czy moje dziecko cokolwiek na tym zyskalo - trudno mi powiedziec... Jedno jest pewne - najprawdopodbniej mi tego "nie zwroci", ale przeciez matka tego nie oczekuje.... ;)

: 01-02-2008, 16:33
autor: luxxxik
E tam Bamaza, ja sie tam nie zgadzam z tymi poswieceniami i rezygnacja z wielu rzeczy.
Jako swiezo upieczona mama 5-misiecznej Niunki uwazam, ze nie trzeba z niczego rezygnowac a tylko sprytnie dostosowac, "urzadzic" jak to sama nazwalas i zapewniam Cie, ze jest to wykonalne nawet tu w Luxie bez pomocy rodzinki. My zaliczylysmy juz nie jeden wyjazd (i to tylko w duecie) i jak sama wiesz nawet w tenisa mi sie udaje tez od czasu do czasu pograc!
Kwestia jest tylko checi, zapalu i organizacji :-) A ze w lenistwo sie na macierzynskim popada to juz zupelnie inna sprawa (i to tez z wlasnego doswiadczenia:-)... Pozdrawiam:-)

: 01-02-2008, 17:01
autor: Biała
luxxxik pisze:A ze w lenistwo sie na macierzynskim popada to juz zupelnie inna sprawa... Pozdrawiam:-)
Kto popada ten popada, niektórzy nawet na macierzyńskim nie mają czasu na lenistwo <mrgreen>

Co do wyjazdów,życia towarzyskiego lub też rezygnacji z niego i ciągłych poświeceń to myślę, że to sprawa bardzo indywidualna. Na pewno nie można zamykać się w 4-ech ścianach i żyć tylko kupkami, zupkami itp. ale dzieci są różne. Ja mam 3-kę dzieci, z synkiem można było zwiedzić cały świat, idealne dziecko, dało się wiele rzeczy przewidzieć i zaplanować, natomiast córeczki były na tyle dające się we znaki, że nie było już siły i ochoty na nic, wygasały resztki zapału i wieczorem myślałam tylko o łózku (bez podtekstów <lol> )

Myślę też, że czas poświęcony dziecku, szczególnie małemu, jednak procentuje i braku tego czasu, nic dziecku nie zrekompensuje. Jednakże są różne dzieci i różni rodzice, nieraz bardziej efektywnie spędzimy czas z dzieckiem mając go mniej, a siedząc cały dzień w domu ciągle nam się wydaje, że jeszcze zdążymy się z nim pobawić, poczytać tylko posprzątamy, ugotujemy obiad, pouczymy się francuskiego, przejrzymy forum itp. , itd. jeszcze tylko.......

Pozdrawiam wszystkich Rodziców - tych domowych <czesc> i tych pracujących <pisze>

: 04-02-2008, 13:34
autor: azul
Pozdrawiam wszyskie mamy. Ciekawa dyskusja się rozwinęła. Pogodzenie wychowania dzieci z pracą zawodową zawsze będzie się łączyło z wątpliwościami, czy robimy dobrze i od czasu do czasu pojawiają się wyrzuty sumienia, że może lepiej byłoby zrezygnować z pracy. Przy pierwszym dziecku wróciłam do pracy zaraz po macierzyńskim, ale miałam mniejsze dylematy, bo zajmowała się nim babcia, więc wiedziałam, że jest pod dobrą opieką i nie odczuwa tak rozstania. Teraz wykorzystałam cześć wychowawczego i będę w domu przez okrągły roczek. Zobaczymy jakie będą efekty, ale już widzę, że młodszy jest bardziej do mnie przywiązany. W związku z czym powrót do pracy może być trudniejszy. Zaczynam teraz rozumieć opinie koleżanek, które mówiły, że 6-mies. dzieci bardzo dobrze się adaptują w żłobku. Obserwuję mojego maluszka i widzę, że jak miał pół roczku to nie miał problemu bawić się z ciocią czy babcią, a teraz jest dużo bardziej nieufny w stosunku do osób, których nie widzi codziennie. A więc im później tym może być trudniej. Zastanawiam się, czy może lepsza byłaby niania, bo przerażają mnie te ciągle infekcje, które czekają nas przez pierwszy rok. Ale z drugiej strony chyba wolę, aby dziecko było w żłobku niż pod opieką nieznanej mi osoby, która sama może w domu robić z dzieckiem nie wiadomo co. Straszne są te wybory pracujących mam :(

: 04-02-2008, 14:25
autor: kajapapaja
azul pisze:Zastanawiam się, czy może lepsza byłaby niania, bo przerażają mnie te ciągle infekcje, które czekają nas przez pierwszy rok.
azul, te infekcje dopadną twoje dziecko nawet w okresie późniejszym, taka jest regularność świata, że pierwszy rok-dwa w żłobku/przedszkolu/szkole (zależy co jest pierwsze) dziecko przechorowuje / przechodzi różne infekcje i nie ma na to sposobu

: 04-02-2008, 16:33
autor: azul
No właśnie zdaję sobie z tego sprawę, bo przerabiałam to już z pierwszym. Poszedł do przedszkola jak miał 2 lata i pierwszy rok to był koszmar, a teraz przedszkole jest zdziesiątkowane i połowa dzieci jest chora, a jego nic się nie czepia (żebym nie zapeszyła). Z tego powodu chciałabym chyba odsunąć ten trudny okres chociaż jeszcze troszeczkę, bo wydaje mi się, że im starsze dziecko tym łatwiej sobie poradzić z tymi chorobami. Przynajmniej zrozumie, że trzeba wypić syropek i powie co go boli. <bezradny>

: 07-02-2008, 17:02
autor: mariolab
ja nie jestem specjalistka ale slyszalam wielokrotnie od specjalistow ze zalecaja przedszkola od wczesnych lat gdzyz dziecko wychowuje sie w grupie, poznaja swiat z innej strony nie tylko widzi mame i tate ale ma kontakt z innymi osobami, rozwija sie lepiej emocjonalnie i poprzez choroby organizm sie hartuje,uodparnia na bakterie innych ludzi, przyzwyczaja do zarazkow, organizm zaczyna produktowac wiecej przeciwial, w poczatkowym okresie choruje czesciej bo organizm nie przyzwyczajony a potem coraz mniej, ponoc badania wykazuja ze organizm dzieci uczeszczajacych do przedszkola ma wiecej przeciwcial, i potrafi sie bronic z czasem lepiej niz dzieci pozostajacych w domu...ale to takie zaslyszane ksiazkowe tezy

: 07-02-2008, 21:57
autor: bamaza42
A ja tak sobie myslę, ze szkoda, ze zrezygnowano z instytucji "zlobka tygodniowego" ...
Prawdopodobnie wiekszosc tu obecnych nawet nie slyszala o takiej instytucji, ale w zamierzchlych latach 60-70 funkcjonowalo to w PL. Oddawalo sie dziecko (jak to do zlobka - od 6-miesiaca zycia bylo mozliwe) w poniedzialek rano, odbieralo w piatek wieczorem.... Wtedy dopiero mozna bylo sie realizowac zawodowo!!! Szkoda, ze czasy byly inne i mozliwosci kariery nie bylo takich jak teraz... A jak sie dziecko emocjonalnie "rozwijalo"!....caly tydzien w grupie....bez szans na zostanie egoista.... :p

: 07-02-2008, 22:02
autor: anwi
bamaza42 pisze:Prawdopodobnie wiekszosc tu obecnych nawet nie slyszala o takiej instytucji, ale w zamierzchlych latach 60-70 funkcjonowalo to w PL.
Moja droga, toż to był rdzennie radziecki pomysł!