Obiecalem sobie (i nie tylko sobie), ze wiecej nie zabiore glosu w sprawie tzw. petycji, no i nie zabiore. Podekscytowal mnie natomiast bardzo ciekawie rozwijajacy sie watek o obowiazkach i przywilejach rezydentow vs. natywnych (wzglednie naturalizowanych) obywateli.
W tym temacie chcialbym jedynie zauwazyc, iz niektorzy dyskutanci reprezentuja iscie sredniowieczny swiatopoglad (choc nie... w sredniowieczu swiadomosc przynaleznosci narodowej nie byla jeszcze priorytetem na liscie cech obywatelskich a poczucie panstwowosci dopiero sie rodzilo tu i owdzie...). No, wiec niech bedzie, ze iscie romantyczny swiatopoglad. Tak czy inaczej – niektore tezy wyciagane sa wprost z lamusa spoleczno-politycznego i nawet po odprasowaniu i wywabieniu plam nadal nie do konca pasuja na XXI-wiecznego obywatela Europy (szczegolnie tej zjednoczonej). Nie ma tu jakkolwiek nic do rzeczy czy jest sie euroentuzjasta czy eurosceptykiem – niezaleznie od pogladow zyjemy wszyscy w okreslonej rzeczywistosci spoleczno-politycznej a ta pozwala i w pelni akceptuje nastepujace mozliwe rozwiazania:
1) bycie obywatelem jednego kraju, zas rezydentem zarowno "pocztowym" jak i podatkowym innego
2) bycie obywatelem jednego kraju, rezydentem wylacznie "pocztowym" w kraju drugim, ale juz placacym podatki w kraju trzecim
3) bycie obywatelem dwoch krajow (podwojne obywatelstwo – obecnie mozliwe takze dla Polakow mieszkajacych w Luksemburgu), mieszkajacym w jednym z krajow, ktorego ma sie obywatelstwo i w tym samym kraju placacym podatki
4) bycie obywatelem dwoch krajow, przy jednoczesnym zamieszkaniu w kraju trzecim, tam tez placac podatki
5) bycie obywatelem (co najmniej) dwoch krajow (choc przeciez prawo dopuszcza i wiecej), mieszkanie w trzecim (czwartym? piatym?) ale placenie podatkow w szostym czy ktoryms-tam, wazne, ze zadnym z w/w.
itp. etc. praktycznie wszystkie mozliwe kombinacje co najmniej 3 czynnikow – a wiec obywatelstwa, pocztowego adresu zamieszkania oraz rezydencji podatkowej. Do tego dochodza zawilosci zwiazane z tym, ze mozna byc tez przeciez obywatelem 2 i wiecej krajow, oraz takie "kurioza", ze mozna byc obywatelem 1 kraju, mieszkac w drugim, pracowac w trzecim a placic podatki... jeszcze gdzie indziej (vide przeklety i pietnowany gdzie popadnie casus tzw. urzednika UE).
No i co wy panowie na to? Macie naprawde jasnosc w kazdym z tych przypadkow – kto gdzie powinien moc decydowac o "losach panstwa" a gdzie nie powinien sie "wpieprzac w nie swoje sprawy"?
Co do Luksemburczykow (z obywatelstwa) widze, ze macie pewnosc; ze wiecie jak rozdac przwileje i obowiazki. Odpowiedzcie mi zatem na to, co w takich dwoch (bynajmniej nie czysto teoretycznych a i bynajmniej wcale nie tak rzadkich przypadkach):
1) Polak, mieszkajacy od 15, moze nawet 20 lat w Luksemburgu, zarabiajacy tutaj, placacy tu podatki, bioracy czynny udzial w zyciu lokalnej spolecznosci (czyli gminy luksemburskiej), szanowany przez sasiadow i innych luksemburskich obywateli, pragnacy tutaj zostac takze na emeryturze, tu wychowujacy swoje dzieci, z przyczyn osobistych (a chocby nazwijmy to zle pojmowanym patriotyzmem

) niemajacy zamiaru ubiegac sie o obywatelstwo luksemburskie; uwazajac, ze nie czyni go to ani lepszym ani "bardziej na swoim miejscu"; uwazajacym, ze po to wlasnie powstala UE, zeby nie musiec sie wiecej zmagac z takimi reliktami szowinistycznej euopejskiej przeszlosci, jak "przynaleznosc narodowa", by moc byc uwazanym za 100% obywatela w miejscu, gdzie sie mieszka i pracuje, rodzi i wychowuje dzieci. Jednoczesnie, o czym takze nalezy wspomniec, a dlaczego – to juz za chwile – Polak ow, ktory choc czuje sie Polakiem i takim chce pozostac o Polsce wie coraz mniej i coraz bardziej nabiera cech typowych dla Polaka z "Jackowa" – teskni, spiewa patriotyczne piesni, uczy dzieci polskiego (choc te niekoniecznie do tego sie garna) ale o tym, co sie w Polsce obecnie dzieje ma pojecie coraz bardziej metne.
I pytanie, a nawet dwa – czy taki Polak powinien funkcjonowac poza marginesem spoleczenstwa (luksemburskiego w tym przypadku), w ktorym zyje i chce dozyc swoich dni, tylko dlatego, ze brak mu "papierka" usprawiedliwiajacego jego obecnosc w danym kraju? I pytanie "a rebours" – czy uwazacie, ze taki Polak powinien moc decydowac o losach Polski, skoro nie mieszka w niej od lat 20 i przez nastepne 20 sie do niej nie wybiera a i nie wyglada na to, ze jego dzieci beda chcialy w Polsce zyc, rodzic swoje dzieci (albo adoptowac takowe w swoich zwiazkach homoseksualnych) tylko dlatego, ze "dozywotnio" ma obywatelstwo polskie?
2) Polak mieszkajacy od lat 7 w Luksemburgu – z przyczyn koniunkturalnych decyduje sie tak szybko, jak tylko jest to mozliwe "nabawic sie" obywatelstwa luksemburskiego. Nie wymaga to przeciez od niego specjalnego wysilku – wystarczy zdac egzaminy, do ktorych po czesci przygotowalo go juz 7 lat zycia w Luksemburgu, a reszte zalatwic mozna w ciagu 1 semestru przyspieszonego intensywnego kursu jez. luksemburskiego (ok, powiedzmy, ze Polak ow jest genetycznie obciazony tepota jezykowa, a wiec w ciagu 2 semestrow...). Tak wiec po 8 latach pobytu tu w Luksemburgu, Polak ow jest juz Luksemburczykiem.
I tu pytanie a nawet dwa – czyli Polak ten od tego momentu glosuje, decyduje, poucza innych Luksemburczykow, jak maja zyc w swoim kraju (no, bo teraz on ma zaswiadczenie, ze to tez jest jego kraj, prawda?). Przy czym Polak ow wcale nie planuje tu dluzej zagrzac miejsca. Mowiac miedzy nami – obywatelstwo luksemburskie potrzebne mu bylo tylko po to, by moc sie jak najszybciej zerwac z Europy, bo zawsze marzyl o tym, zeby kosic kase w USA. No i teraz wreszcie moze tam jechac bez koniecznosci poddawania sie wizowym upokorzeniom, jakie nasz kochany Wielki Brat zza Oceanu ma kazdemu Polakowi do zaoferowania w zamian za nasze dozgonne uwielbienie dla kraju Ameryka zwanego

I co Wy na takiego Polaka? Kupujecie go? No, chyba tak, o ile dobrze rozumiem to, co piszecie...
Pozostaje jeszcze cala masa pytan i przypadkow – np. Luksemburczyka, ktory choc zarabia tutaj (ma tu 2 kamienice, ktore wynajmuje – w sumie z nich doi jakies 50 tys. miesiecznie), wiec nie bedzie przeciez gnil "na wiosce" i od 20 lat mieszka na Seszelach, generalnie wali go, czy w Luksie ludzie moga miec dzieci z krowami oraz czy para szympansow moze adoptowac dziecko ludzkie (pod warunkiem, ze pochodzi ono z Korei Polnocnej). No, ale skoro jest Luksemburczykiem, co wiecej placi tu podatki, to choc jest mu obojetne co sie dzieje w kraju, to moze sobie, ot tak chocby dla zartu, glosowac za czy przeciw w sprawach, ktore w zasadzie go nie dotycza, prawdaz? Albo np. luksemburskiego "frontaliersa", ktory pracuje w LU ale mieszka poza. Albo np. nieluksemburskiego "frontaliersa" – ktory robi dokladnie to samo co ten pierwszy i jego zainteresowanie krajem, w ktorym mieszka i krajem w ktorym pracuje jest dokladnie takie samo jak tego pierwszego, ale juz prawa... maja obaj wg was zupelnie inne. Bo co? Bo maja na czole przybite tablice rejestracyjne z roznymi oznaczeniami krajow? <bezradny>
Itd. itp. dla mnie to wszystko jest wystarczajaco skomplikowane, by nie miec gotowych odpowiedzi tak na juz i tak na podstawie jakiegos obojetnie przez jakie panstwo wydanego "zaswiadczenia". Dla mnie jest to tak samo skomplikowane jak to, czy homoseksualna para moze wychowywac dzieci.
Dla was jest to natomiast bardzo proste. Naiwnie proste. Masz z urzedu obywatelstwo – masz w danym kraju prawa; nie masz obywatelstwa – papierka na to, zes "swoj" – nie masz praw. Takie to dla was proste, jak dla innych stwierdzenie, ze kazdy gej to pedofil. Innymi slowy – totalnie bezrefleksyjnie proste.
No, ale ze nie o gejach mialem mowic, to jest to ten moment, w ktorym chetnie zakoncze moj wywod.