Wybory do Parlamentu Europejskiego zakończone tydzień temu przyniosły sporo niespodzianek, także na listach polskich kandydatów do PE. Wyborcy w całej Europie dali wyraźny znak niezadowolenia z obecnej sytuacji (niektóre komentarze prasowe mówiły nawet – używając sportowej paraboli – o "czerwonej kartce"), czy to poprzez głosowanie na reprezentantów ugrupowań eurosceptycznych, narodowych lub wręcz ekstremistycznych (jak to miało miejsce we Francji, Wielkiej Brytanii czy Niemczech) czy to poprzez rekordową wręcz absencję (czego przykładem była m.in. frekwencja wyborcza w Czechach i na Słowacji). W Polsce oba te czynniki niezadowolenia osiągnęły "górną strefę stanów średnich", tj. frekwencja była niska (23,83%;
http://pe2014.pkw.gov.pl/pl/ ), lecz nie niższa niż w pierwszych wyborach do PE z roku 2004, kiedy to do urn poszło niespełna 21% polskich obywateli i niewiele niższa od tej z roku 2009 (24,53%;
http://pe2009.pkw.gov.pl/PUE/PL/WYN/F/index.htm ) natomiast na niezadowoleniu polskiego społeczeństwa z obecnego kształtu UE skorzystał w Polsce głównie Janusz Korwin-Mikke, który po raz pierwszy po dwudziestu latach (a więc od czasów kiedy zasiadał w Sejmie RP jako poseł I kadencji) wygrał w wyborach. Ciekawostką dla mieszkających w Luksemburgu Polaków niech będzie fakt, iż do tegorocznych wyborów do PE z listy Partii Zielonych startowała Ewa Sufin-Jacquemart, która jeszcze do niedawna pełniła w Ambasadzie RP w Luksemburgu funkcję konsula. Pani Ewa otrzymała zresztą całkiem sporo głosów od luksemburskich wyborców (procentowo, a wiec w przeliczeniu na 100 głosujących/okręg bodaj najwięcej właśnie tu), co może świadczyć o tym, iż cieszyła się wśród luksemburskiej Polonii dużym zaufaniem. Nie otrzymała jednak mandatu poselskiego; także jej partia nie przekroczyła progu wyborczego toteż nie będzie miała w Parlamencie Europejskim swojego reprezentanta.
Jako, że przebieg wyborów w Polsce oraz wyniki polskich kandydatów są nam nie tylko dobrze znane, ale też były przedmiotem gorącej dyskusji na naszym portalu (vide:
http://polska.lu/viewtopic.php?p=65289 ), pozostaje nam, jako portalowi
par excellence luksemburskiemu (wszak operujemy w domenie .lu!
) napisać kilka słów o wyborach na kandydatów luksemburskich do PE.
Wyniki głosowania na kandydatów luksemburskich nie są szczególnie zaskakujące i świadczyć mogą o tym, iż Luksemburczycy są w swoich politycznych przekonaniach wierni. Można też zinterpretować to nieco inaczej – Luksemburczycy "starej władzy" swoją "czerwoną kartkę" już dali – głosując w zeszłorocznych luksemburskich wyborach parlamentarnych, które złamały monopol koalicji CSV-LSAP; teraz widać przyszedł czas "drugiej szansy".
Wielkiemu Księstwu przypada sześć miejsc w PE, które zajmą (w kolejności według liczby zdobytych głosów):
- 1. Viviane Reding (CSV)
2. Charles Goerens (DP)
3. Claude Turmes (GRENG)
4. Georges Bach (CSV)
5. Frank Engel (CSV)
6. Mady Delvaux-Stehres (LSAP)
Wszyscy z nich byli już eurodeputowanymi przez co najmniej jedną kadencję PE. Wyborcy głosowali więc na znanych i sprawdzonych kandydatów.
Najwięcej głosów zdobyła CSV (37,7 %), na drugim miejscu znalazła się Partia Zielonych (déi gréng) z 15 % głosów, nieznacznie tylko wyprzedzając DP (14,8 %). Najwięksi przegrani tych wyborów to LSAP z wynikiem 11,8 %. Wszystkie trzy partie rządzące (DP, LSAP, déi gréng) odnotowały gorsze rezultaty niż w poprzednich wyborach do PE. Wzrostem poparcia może pochwalić się CSV (o 6,5 %), a także mniejsze partie, takie jak eurosceptyczna ADR (7,5 %), Déi Lénk i Partia Piratów. Nie wpłynęło to jednak na ostateczny wynik wyborów i wszystkie partie utrzymały dotychczasową liczbę mandatów.
Źródła: wort.lu