''Mocni w Duchu''. Rekolekcje w kościele na Neudorfie
''Mocni w Duchu''. Rekolekcje w kościele na Neudorfie
Polska Misja Katolicka zaprasza na rekolekcje pod hasłem „Jezus żyje”. Odbędą się one w dniach 14–17 listopada br. w kościele pw. św. Henryka w Luksemburgu na Neudorfie, a poprowadzi je zespół ewangelizacyjno-muzyczny „Mocni w duchu”. Więcej szczegółów – na załączonym plakacie.
~–~–~–~–~
Redakcja
Redakcja
Re: ''Mocni w Duchu''. Rekolekcje w kościele na Neudorfie
To będa fajne rekolekcje (już słyszałam ich kiedyś, byli na Ursynowie w Warszawie), naprawdę warto się wybrać.
Re: Rekolekcje Mocni w Duchu
To prawda. Sa zapraszani przez polskie misje katolickie na całym świece 2 lata do przodu. W Polsce ludzie jeżdżą na ich Msze i rekolekcje po parę set km. Naprawdę warto, jeżeli się chce coś duchowo przeżyć. To coś dla ucha i dla ducha <aniolek>
rekolekcje
Co kto lubi. Jak dla mnie - wczoraj (w niedzielę) było to infantylne i egzaltowane. Ale może się podobać, to zależy od indywidualnego rodzaju duchowości.
-
- Posty: 30
- Rejestracja: 02-11-2010, 15:50
- Lokalizacja: Kraków
haha, mi też nie przeszkadza. Ja się wprawdzie nie "ruszam" (pokazywanie to nie dla mnie;), ale stanęłam ciut dalej żeby w oczy nie kłuć swoją "poważną postawą" i słucham... O. Remigiusz mówi w sposób zrównoważony, rozsądny, klarowny i ciekawy (choć o sprawach niby oczywistych) i oba świadectwa też bardzo fajne, właśnie takie normalne, nieegzaltowane. Faktycznie, w niedzielę na samym koncercie były momenty zbyt "emocjonalne" też jak dla mnie, ale co mi nie pasowało puściłam mimo uszu, bo warto- dla całej reszty... Jeszcze tylko dziś i jutro! <aniolek>
Tak jak wczesniej wspomnialam, dla mnie najwazniejsze jest slowo, a to, ktore glosi ksiadz rekolekcjonista, z latwoscia do mnie dociera....i nawet nie zasypiam....co mi sie w kosciele niekiedy zdarza Natomiast z podrygiwania i klaskania w rece w kosciele juz wyroslam, ale pamietam bardzo dobrze, jak z moim dzieckiem razem spiewalysmy na mszach dzieciecych "taki duzy, taki maly....", czy tez "Wolek i osiolek", z cala "animacja"
Jest natomiast inna rzecz, ktora po raz kolejny przy okazji spotkania z jakas taka grupa mlodych ludzi, jak ta - Mocni w Duchu - budzi moj niepokoj....
Po kolei wszyscy czlonkowie tej grupy opowiadaja swoje historie, majace byc swiadectwem Boga zywego. No i dobrze. Tylko, ze zaczyna mi sie wylaniac taki obraz - ze jest to grupa/zespol ludzi w taki czy inny sposob "potluczonych" przez zycie....Nie ma tam nikogo "normalnego"?.... Musze powiedziec, ze dla mnie (a moze nie tylko dla mnie?...) duzo bardziej zachecajace bylyby opowiesci ludzi, ktorych nie dotknely tak straszne przezycia/doswiadczenia, sa ludzmi, nazwijmy to "sukcesu" (kochajacy rodzice, dobrobyt w domu, swietne szkoly, doskonale wyniki na studiach, potem bardzo dobrze platna praca, blyskotliwa kariera zawodowa, wspaniala zona, cudowne dzieciaki...itp...) a mimo to, a moze wlasnie dlatego - odczuwaja bliskosc Boga, moga przedstawic swiadectwa z wlasnego zycia.... Odnosze wrazenie, ze przy Kosciele, w takich czy innych zespolach (kiedys byl to ruch oazowy, nie wiem, czy jeszcze istnieje) gromadza sie wylacznie ludzie bardziej lub mniej przez zycie doswiadczeni, "poobijani", traktujacy Boga i Kosciol jako "ostatnia deske ratunku" - niby nie ma w tym nic zlego, ale mysle sobie, ze to w jakis sposob nie zacheca....Tzn nie mnie, bo ja juz za "stara" jestem i swoich przekonan nie zmienie, ale mysle o mlodziezy...
Czyzby dzialala zasada "Jak trwoga to do Boga"?...
....Ok, taka moja refleksja...Tak czy inaczej - spotykamy sie dzisiaj ponownie, przynajmniej z niektorymi...
A, i jeszcze musze stwierdzic, ze zrobil na mnie wczoraj wrazenie kosciol niemal po brzegi wypelniony, co poza msza niedzielna nie jest tu chyba czeste?....
Jest natomiast inna rzecz, ktora po raz kolejny przy okazji spotkania z jakas taka grupa mlodych ludzi, jak ta - Mocni w Duchu - budzi moj niepokoj....
Po kolei wszyscy czlonkowie tej grupy opowiadaja swoje historie, majace byc swiadectwem Boga zywego. No i dobrze. Tylko, ze zaczyna mi sie wylaniac taki obraz - ze jest to grupa/zespol ludzi w taki czy inny sposob "potluczonych" przez zycie....Nie ma tam nikogo "normalnego"?.... Musze powiedziec, ze dla mnie (a moze nie tylko dla mnie?...) duzo bardziej zachecajace bylyby opowiesci ludzi, ktorych nie dotknely tak straszne przezycia/doswiadczenia, sa ludzmi, nazwijmy to "sukcesu" (kochajacy rodzice, dobrobyt w domu, swietne szkoly, doskonale wyniki na studiach, potem bardzo dobrze platna praca, blyskotliwa kariera zawodowa, wspaniala zona, cudowne dzieciaki...itp...) a mimo to, a moze wlasnie dlatego - odczuwaja bliskosc Boga, moga przedstawic swiadectwa z wlasnego zycia.... Odnosze wrazenie, ze przy Kosciele, w takich czy innych zespolach (kiedys byl to ruch oazowy, nie wiem, czy jeszcze istnieje) gromadza sie wylacznie ludzie bardziej lub mniej przez zycie doswiadczeni, "poobijani", traktujacy Boga i Kosciol jako "ostatnia deske ratunku" - niby nie ma w tym nic zlego, ale mysle sobie, ze to w jakis sposob nie zacheca....Tzn nie mnie, bo ja juz za "stara" jestem i swoich przekonan nie zmienie, ale mysle o mlodziezy...
Czyzby dzialala zasada "Jak trwoga to do Boga"?...
....Ok, taka moja refleksja...Tak czy inaczej - spotykamy sie dzisiaj ponownie, przynajmniej z niektorymi...
AD - jak tak mowisz, to brzmi, jakby Cie ktos zmuszal....a to chyba nie jest "obligo", uczestniczenie w tych rekolekcjach....no, chyba, ze przygotowujesz sie do bierzmowania...Jeszcze tylko dziś i jutro!
A, i jeszcze musze stwierdzic, ze zrobil na mnie wczoraj wrazenie kosciol niemal po brzegi wypelniony, co poza msza niedzielna nie jest tu chyba czeste?....
-
- Posty: 30
- Rejestracja: 02-11-2010, 15:50
- Lokalizacja: Kraków
Jak dla mnie to oni sa bardzo "normalni" przez to ze doswiadczyli cierpienia, zwyczajnych problemow egzystencjalnych z ktorymi stykamy sie na codzien. Nie wydaje mi sie zeby ludzie sukcesu byli bardziej szczesliwi od nich (jakos dziwnym trafem najwiecej samobojstw jest w krajach wysokorozwinietych, ciekawe dlaczego?). Malo tego, te swiadectwa nie mialy na celu powiedziec ludziom: popatrzcie na mnie jaki jestem biedny, nieszczesliwy i zraniony przez zycie, niech mnie ktos przytuli, ale pieknym swiadectwem tego ze Jezus Chrystus dziala w ich zyciu, jest zywy i pomogl im przezwyciezyc te trudne chwile. Jak pisze sw Pawel: umiem sie smucic ale tez umiem radowac, w zyciu nie chodzi o to zeby miec extra rodzine, kochane dzieci, super platna prace (to tez jest wazne), tylko zeby kochac bezwarunkowo drugiego czlowieka i oddawac swoje zycie, brac krzyz na swoje ramiona i umierac za moja zone, dzieci, wchodzic w sytuacje trudna ktora stawia na mojej drodze Bog i nie szemrac tylko przyjmowac to z pokora. Zachecam wszystkich do sluchania dzis uwaznie pierwszego czytania z Apokalipsy tam sa takie slowa: Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. Pytanie tylko jaka jest nasza postawa wzgledem tych slow czy wierzymy dlatego ze sie boimy tego co Bog na nas zsyla, czy tez bezgranicznie mu ufamy i wiemy ze z kazdego cierpienia Bóg potrafii wydobyc dobro, bo przeciez Bóg nie chce smierci grzesznika tylko jego nawrocenia...
Coś w tym jest, że w cierpieniu częściej człowiek będzie "podpory" w Kościele szukał. Ale i mi się te świadectwa "normalne" wydały. Myślę, że gdyby się przyjrzeć to po takich przejściach wielu dzisiaj jest. Dziewczyna urodziła się w szcześliwej, kochającej się (jak powiedziała) rodzinie 2+2, ale jak miala 16 lat to zmarł jej tata i bardzo to przeżyła (tu zaczeło się jej "nawrócenie"). Fakt, śmierć rodzica często się nie zdarza ale gdyby się zastanowić ile dzieciaków dzisiaj przeżywa stratę w związku z "brakiem rodzica" - pracoholizm (mamy/tata nie ma całe dnie w domu), rozwód... i nie mówię tu o patologiach jak alkoholizm, czy nie wiem co tam jeszcze. Dzieciaki "dostają to od losu", też nie mają wyboru. Pytaniem jest jak takie doświadczenie przeżyją i jak z niego wyjdą (bo z jakimś cierpieniem to się wiąże, więc skutek/wpływ też musi mieć)... A i wrażliwość ludzie mają różną, no i samoświadomość też. Eee, nie chcę "biadolić nad ludzkością", tylko myślę, że to wszystko w pewnym sensie "przejścia". W innych dziedzinach też można by wyszukać.
A to że ci akurat "świata nie podbijają"? Hmm, to ciekawe, bo przecież pewnie by mogli (młodzi, wykształceni). Ja rozumiem to jako świadomy wybór, tak jak i nasz, że jesteśmy tu
A to że ci akurat "świata nie podbijają"? Hmm, to ciekawe, bo przecież pewnie by mogli (młodzi, wykształceni). Ja rozumiem to jako świadomy wybór, tak jak i nasz, że jesteśmy tu
Tak czytam i nasuwa mi sie Ew Sw Mk 2.17 "Nie potrzebuja lekarza zdrowi, lecz ci, ktorzy sie zle maja. Nie przyszedlem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzesznikow". I w moim zyciu w dolku doznalam najwiekszego doswiadczenia Boga (bo zawolalam o pomoc). Postawa dziecka jest postawa pokory i wiecej nic nie trzeba... Albo Mt 11.28 "Przyjdzie do mnie wszyscy ktorzy utrudzeni i obciazeni jestescie a Ja was pokrzepie". Jezeli ktos ma wszystko to nie prosi, nie potrzebuje. Dzis mam wiele co otrzymalam od Boga i ta kariere o ktorej piszecie, ale jedno wiem ze to moge zawsze stracic, lecz tego jednego skarbu, ktory otrzmalam nikt mi nie ukradnie, to jest taka zywa wiara o ktorej oni mowia...Tego zycze kazdemu. Do zobaczenia - jutro ostatni raz!
Hmmm...cos w tym jest...Jak bylam kiedys w Holandii, dziwilam sie, ze koscioly tam swieca pustkami - na nabozenstwach ( a bylam tam w okresie Bozego Narodzenia/Nowego Roku) niewiele osob, glownie starszych, i to w obu kosciolach - i tym katolickim, i tym ichnim, zreformowanym. Znajomi Holendrzy wytlumaczyli mi, ze w okresie powojennym, w latach 60-tych, jak Holandia, zniszczona wojna, a potem kilkakrotnie zalewana przez morze cierpiala biede, to koscioly byly pelne wiernych...a potem, jak zapanowal dobrobyt - wyglada na to, ze Boga juz nie potrzebuja....
Ale zgadzam sie z toba, meg....tego, co mamy w sercu (o ile mamy...) nikt i nic nam nie odbierze
Ale zgadzam sie z toba, meg....tego, co mamy w sercu (o ile mamy...) nikt i nic nam nie odbierze
-
- Posty: 30
- Rejestracja: 02-11-2010, 15:50
- Lokalizacja: Kraków
Z tym bogactwem jest jeszcze inna kwestia, mianowicie to iż pieniądz nas korumpuje, sprawia ze stajemy się zachłanni i samolubni, ten kto żyje w dużym dostatku myśli o tym żeby zabezpieczyć swój dobrobyt a zamyka się na drugiego człowieka, staje się egoistą, a do tego jest święcie przekonany że swoje bogactwo zawdzięcza sobie i tylko sobie, nie Bogu. Jak ma się wszystkiego pod dostatkiem i opływa w dobra konsumpcyjne trudno jest przyjąć słowo: idź sprzedaj wszystko co masz i rozdaj ubogim, albo daj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje. W takich sytuacjach Bóg staje się niewygodny i niepotrzebny a moim jedynym Panem staje się pieniądz. To tyle, taka mała dygresja o bogactwie, a tak swoja drogą ciekawe, ze w Luksemburgu ponoć najbogatszym państwie na świecie (PKB/capita) znajdzie się trochę katolików którzy przyjdą na mszę w tygodniu:-) Do zobaczenia dzisiaj, pomny na słowa księdza proboszcza zachęcam wszystkich do tego żeby dołączyli do nas w ten ostatni dzień rekolekcji!