Naszego rodaka, mówiąc subiektywnie – świetnego polskiego fotografa, spotkałam podczas oglądania wystawy jego zdjęć w galerii Verhaeren, gdzie osobiście oprowadzał gości, starając się jednak nie powiedzieć zbyt wiele, by nie zepsuć zabawy w zgaduj-zgadulę.
Pozwolę sobie przedstawić mojego rozmówcę: Maciej Burgielski, lat niebawem 41. Z zawodu lekarz psychiatra, z zamiłowania – fotograf. Wcześniej zawieszony między Szwecją a Belgią, od dwóch lat na stałe w Brukseli. Zdjęcia artysty nie zamieszczam, wychodzę z założenia, że ważniejsza jest sztuka.
Verhaeren – jedna z czołowych brukselskich galerii specjalizujących się w fotografii – zaproponowała artyście wystawę fotografii poświęconych Brukseli. Wernisaż odbył się 22 stycznia, a ekspozycja trwa do 24 lutego. Radzimy się pospieszyć, bo choć zdjęcia można zobaczyć także na stronie internetowej Burgielskiego, to na żywo, w odpowiednim formacie, robią o wiele większe wrażenie, zachęcają do zabawy à la „znajdź 10 szczegółów, jakimi różnią się obrazki” oraz urzekają barwami.
Ja (Ania Kiejna): Proszę Pana, co Pana inspiruje?
Maciej Burgielski: Matko! Co za zadanie! Co mnie inspiruje? Hmmm...generalnie nie ma jednej inspirującej rzeczy czy sytuacji. Tego jest tysiące. Inspiracje i pomysły nachodzą mnie nagle. Widzę coś, obiekt czy sytuację i myślę sobie: ciekawy temat, może coś z tego zrobić.
AK: I wtedy co, chwyta Pan za aparat?
MB: W pewnym sensie, bo to daje początek serii zdjęć, a stąd już blisko do projektu.
[center]

AK: Co rozumie Pan pod pojęciem projektu?
MB: Projekt to czasem nawet kilkaset zdjęć, robionych pod określonym kątem. Później wybieram moim zdaniem najlepsze i próbuję coś z nimi zrobić. Nie chodzi o to, co widzę, ale jak to w tej właśnie chwili odbieram, albo jak to chciałbym przedstawić. Z kolei to, jak widzę świat, zależy od pory roku, zmęczenia, smutku, radości itp.
AK: A od czego zaczęły się Sandwiches from Brussels?
MB: Projekt Kanapki zabrał mi około roku. Zaczęło się – jak zwykle – od obserwacji miasta. Idąc na kurs francuskiego, zauważyłem graffiti PAROLE i wiedziałem, że coś z tego będzie.
[center]

AK: Efekt – niecodzienne zdjęcia niecodziennych miejsc. Jak przebiegała praca pod względem technicznym? O ile może Pan zdradzić sekrety warsztatu.
MB: Już wcześniej zajmowałem się techniką kanapkową (nakładanie warstw), ale pomyślałem sobie, że proste symetryczne odbicie nada zdjęciom nowy wymiar. Zacząłem eksperymentować... i voilà, mam wystawę.
AK: W galerii jednocześnie wystawiane są fotografie Brukseli autorstwa Catherine Minali. Czy inspirują Pana inni artyści?
MB: Inspirują mnie oczywiście prace innych fotografów. Oglądam mnóstwo różnych zdjęć i zastanawiam się zawsze, w jaki sposób fotograf osiągnął dany efekt. Często jest to impuls do własnych prób w temacie i technice.
[center]

AK: Jeśli można wiedzieć, czy używa Pan specjalnego sprzętu? Od czego się zaczęło?
MB: Najpierw był aparat Practica należący do ojca. Potem – pierwszy własny Canon 350D, obecnie Canon 5D MARKII. Stosuję też sporo obiektywów.
AK: Wystawa kanapkowa powoli dobiega końca. To była trzecia wystawa w Pana dorobku artystycznym (po wystawach w 2009 r. w Brukseli i Krakowie). Czy szykuje już Pan materiały na kolejną?
MB: Obecnie mam kilka pomysłów na kolejne projekty i powoli zbieram materiały. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
AK: Dziękuję za rozmowę. Emfaza na pewno zjawi się na kolejnej wystawie.