Mozela-Eifel na zielonoświątkowym rowerze

Te dalekie i te całkiem bliskie...
zb567
Posty: 210
Rejestracja: 10-10-2006, 10:25
Lokalizacja: Wroclaw / Walfer

Mozela-Eifel na zielonoświątkowym rowerze

Post autor: zb567 »

[center]Dzień I
Pierwszym celem mojej podróży była wioseczka zwana Hahn. Tak, zdecydowałem się pojechać i zobaczyć miejscowość, od której wzięło nazwę lotnisko tak dobrze nam znane. Pojechałem, zobaczyłem i się rozczarowałem.

Hahn leży na północ od lotniska. W odróżnieniu od np. Sohren czy Lautzenhausen brak jest w nim knajp czy hoteli. Jedyne czym się wyróżnia to przywilej nadania lotnisku nazwy oraz ścieżka podejścia do rzeczonego lotniska przebiegająca nad nim.

Ruszam dalej - kolejny cel to Zell nad Mozelą. Można tam dotrzeć dwoma drogami: (i) krótszą, ale za to bardziej stromą, zamkniętą dla ruchu ciężarowego oraz (ii) dłuższą, mniej stromą, a co za tym idzie otwartą dla ciężarówek. Wybrałem tą ostatnia -; niedlatego że jestem jakoś specjalnie ciężki / powolny, ale dlatego że pierwszą z powyższych tras przejechałem już w zeszłym roku.

Zjazd okazał się bardzo przyjemny i raczej łagodny, zakończony (według wskazań licznika) około sześcioma kilometrami bez pedałowania. Było fajnie i szybko :D. Wspomniany już licznik posiada funkcję liczenia spalonych kalorii, która bazuje na przejechanych kilometrach oraz średniej prędkości. Oznacza to, iż - teoretycznie- kalorii spaliłem multum, choć nic nie pedałowałem <lol> - cudowna metoda na odchudzanie <rotfl>. W Zell kolacja, kieliszek lokalnego Czarnego Kota i luli.

Dzień II
Po śniadanku ruszyłem wzdłuż Mozeli (Moselradweg) w kierunku Trewiru. Jeszcze w Zell wyhaczyłem całkiem sympatyczny odkryty basen - będzie w sam raz na następny raz.

Po drodze minąłem Traben-Trarabch, do którego przyrzekłem sobie jeszcze wrócić, aby: (i) odwiedzić dość spore muzeum buddy oraz (ii) posilić się w węgierskie restauracji. Ogólnie rzecz biorąc trasa wzdłuż Mozeli jest raczej płaska, na szczęści od czasu do czasu można odbić na poboczne "panoramiczne ścieżki" prowadzące wzdłuż/ w poprzek winnic. Zauważyłem również, iż w Zielone Świątki w prawie każde mijanej wioseczce odbywa się albo festyn lokalnej, ochotniczej straży pożarnej, albo wiosenne święto wina (w czerwcu!!!), albo też - najczęściej - obie powyższe imprezy na raz. Aż żałowałem, ale tylko troszkę, że podróżuję na rowerze.

Następnie przejechałem przez Zeltingen, które to ma bardzo ciekawą historię, z którą można się zapoznać na licznych tablicach informacyjnych oraz duży i dobrze zachowany zegar słoneczny (przy wjeździe od strony Trewiru).

W Bernkastel-Kues odwiedziłem lokalne kąpielisko, poczym opuściłem Mozelę i wjechałem na ścieżkę rowerową Maare-Mosel (Maare-Mosel Radweg). Rozciąga się ona na odcinku 55 km od Bernkastel (Mozela) do Daun (Eifel). Ogólnie rzecz biorąc jest to bardzo luksusowa ścieżka rowerowa :) - biegnie po trasie dawnej kolejki wąskotorowej. Oznacza to, iż jest ona szeroka, wygodna a po drodze korzysta się z dobrodziejstwa tuneli i wiaduktów zamiast z przyjemności dymania góra-dół. Dodatkowo, po jej obu stronach znajdują się liczne odgałęzienia (Schleife) umożliwiające zapoznanie się z lokalnymi atrakcjami, jak np. stary klasztor. Po drodze, przy wjeździe (od południa) do Gillenfeld znajduje się spore centrum rowerowe.
Czy wspominałem już, że na podwieczorek zajadałem się truskawkami kupionymi od chłopa, który - całkiem przemyślnie - ustawił się bezpośrednio przy ścieżce rowerowej, i - jak się można łatwo domyślić - miał mnóstwo klientów, wliczając w to moją osobę.

Na ostatnich 12 kilometrach do Daun stworzona została tzw. dziecięca ścieżka rowerowa (Kinder Radweg). Cóż to takiego? Otóż, jak już wspomniane zostało powyżej, trasa przebiega śladami dawnej kolejki wąskotorowej. Wzdłuż rzeczonej dziecięcej ścieżki postawiono atrakcje dla najmłodszych - przykładowo znaki kolejowe z objaśnieniami, stare wagoniki, lokomotywę. Trzeba przyznać, iż fajnie to wyszło.

Po drodze wróciłem myślami do kłamliwego kaloriometra. Uświadomiłem sobie, iż w drodze powrotnej, gdy będę pocił się pod górkę do Hahn to pokaże mi on, że prawie nic nie spaliłem, bo dystans krótki a średnia prędkość niska.

Dzień III
W hotelu w którym nocowałem dorwałem mapę rowerową Eifel oraz przewodnik opisujący niektóre ze ścieżek. Szczęka mi opadła, gdy zobaczyłem ilość oraz zróżnicowanie tematyczne ścieżek <rotfl> ja tu jeszcze wrócę!!!

Na razie ruszyłem w stronę Kelberg, ale nieco okrężną drogą tak aby przejechać się ścieżką źródełek mineralnych (Mineralquellentour). Woda która z nich tryska jest super. Sam Kelberg położony jest kilkanaście kilometrów od Nurburgring. Trzeba uważać, bo niektórzy kierowcy traktują drogi w tamtej okolicy jako rozgrzewkę przed właściwym wyścigiem na torze :/.

W Kelberg skręciłem na południe, wyjechałem na ścieżkę rowerową Eifel-Vulkan (Vulkan-Rad-Route Eifel) która prowadzi do Mozeli. Jest ona bardzo urozmaicona (w aspekcie góra-dół), ponadto ustawione są wzdłuż niej liczne tablice informacyjne przybliżające rowerzystom region Eifel, zwłaszcza jego wulkaniczną historię.

Jednakże nie dotarłem do Mozeli tego dnia, czego zresztą nawet nieplanowałem. Zatrzymałem się około 10 kilometrów od niej w kurorcie Bad-Bertrich, gdzie zapoznałem się z jego główną, i jedyną, atrakcją kompleksem termowym, a zwłaszcza z jedną jego częścią saunową <rotfl>

Dzień IV
Upłynął "ahistorycznie";. Najpierw szybki zjazd do doliny Mozeli, potem nieco wolniejszy podjazd do Hahn <cry> . A po drodze truskawki.



I to by było tyle

Tym razem.

W sierpniu znowu ruszam w trasę.

Ps. Miałem rację - kaloriometr kłamał.
ODPOWIEDZ