Confederatia Helvetica - Gruezzi!

Te dalekie i te całkiem bliskie...
Awatar użytkownika
ogrodniczka
Posty: 857
Rejestracja: 10-08-2007, 15:49
Lokalizacja: Kraków/Bridel

Confederatia Helvetica - Gruezzi!

Post autor: ogrodniczka »

Ledwo przebrzmiały dzwięki hiszpańskeij gitarrrrrrrrry (Majorka adios!), a nadszedł czas by zakrzyknąć - Confederatia Helvetica Gruezzi!
Berner Oberland - Jungfraujoh, Eiger i Pakistańczycy już za nami. Czas na część południową (kanton Tessin) oraz najwyższe zakątki kraju Emmentalera w postaci kantonu Walis.
Już przy rezerwacji hoteli zżymałam się na iście szwajcarskie ceny, szukałam pokornie i niziutko - pośród 2-3 gwiazdek (hostele ze względu na dzieci nie dla nas). Ciężko było, bo Szwajcaria hermetyczna lub dla turystów z zasobnym portfelem.
W Lugano - celu naszej południowej podróży wybór padł na hotel ROVIO w miejscowości Rovio ok. 8 km od Lugano. Pomimo iście snajperskiego oka nie wypatrzyłam w Lugano hotelu w cenie niższej niz 300 CHF za dobę, tak wiec centrum Lugano jako kwaterunek rozsądnie odpuściłam.

Podróż do Swiss przyjemna - ok. 650 km, droga przez malowniczą Alzację, zgubienie drogi w miejscu co zwykle i oczywiście "haft"córki w samochodzie tuż za granicą francuską. Przywykliśmy, a biedne dziecko też przywykło do przebierania jej na rozpędzonej autostradzie. Dzielnie machała gołymi nóżkami, powiewając jak choragiew przy co silniejszym podmuchu mknących jak wicher ciężarówek. Synek tez przywykł - z zaciśniętym nosem i zerową empatią oglądał bajkę na swoim monitorku.

Zmordowani upałem, oczadzeni atmosferą gastryczna panującą w samochodzie po przejechaniu 16 km tunelu Gottharda (a w nim 33 C Celsjusza) dotarliśmy do "podejrzanego" mi już wcześniej "taniego" (Jedyne 2 stówy CHF za dobę) hotelu ROVIO. Położenie przepiękne. Samochód piął się malowniczo pośród górskich serpentyn.
Sam hotel - piękna willa - to dramat. Nie chcę przynudzać, jednak poza widokiem nie miał nic do zaoferowania.No może właściciela w staromodnym, poplamionym garniturze, jego córki z łupieżem na kołnierzu i pełnej obsady gości, których średnia wieku oscylowała wokól 80-tki. Pokój był tak mały, że nie zmieściliśmy się w nim całą rodziną bez wciągania brzucha, widok z okna...na pokryty papą dach, podartą markizę i walające się resztki wełny izolacyjnej. Wszystko stare, koślawe w guście gierkowskiego rokoko i pajaca na telewizorze, który był tak stary, że mąż nie widział jak go włączyć.
O nie! pomyślałam, co za granda i to jeszcze w dniu moich urodzin. Nie oczekiwałam szampana w recepcji, ale przyzwoitego, szwajcarskiego, europejskiego poziomu.
Po rozmowie w recepcji, w której nie rozumiano moich zarzutów, pozwolono nam łaskawie opuścić hotel bez obciążania za rezerwację, ewentualnie zaproponowano apartament - mieszkanie, który okazał się być do zakceptowania choć wierzcie mi - stały tam tak stare graty,że moi tesciowie lepsze rzeczy wywoża za działke. Kurki ciekły, wanna o glazurze zapomniała jakieś 20 lat temu i w ogóle wszystko było jak z najgorszego snu prócz...widoku na góry i jezioro z (nigdy nie sprzątanego) tarasu. Ale to mi wystarczyło. Zastanawiałam sie jednak,czy ja na pewno jestem w Szwajcarii????

Postanowiliśmy ochoczo nie zwracać uwagi na niewygody i skupic się na poznawaniu włoskiego kantonu.

Lugano to przepiękne, eleganckie, dosć duże miasto. Nie miałam ambicji zwiedzania jego zabytków, a jedynie przespacerowac się cudownym stylowym parkiem i udac się w 3 godzinną podróż statkiem po jeziorze, który "opływał" co ciekawsze miejsca położone nad jego najdalszymi brzegami - aż do samej granicy z Francją i z powrotem.
Podróż była naprawdę cudowna. Dobra pogoda, błękit jeziora, dookoła wspaniałe wzniesienia i osławiona , charakterystyczna góra w kształcie głowy cukru (jak w Rio) - Monte Bre. Na zboczach malownicze wioski, enklawa włoska (wycinek włoskiego terytorium na terenie Szwajcarii) i Morcote. Co za miejsce!!! O Morcote - wstyd sie przyznać, nie słyszałam nigdy wcześniej. To mała osada (ok. 2,8 km kw.) w stylu włoskim rozpinająca się jak dzika winorośl po stoku, pełna kościołów ze strzelistymi wieżyczkami i cyprysów pnących się ku południowemu słońcu. To taka włoska Valdemossa. Stateczek przybijał do brzegu i miałam przeczucie,że warto było z niego zejść by cofnąc się w czasie i przespacerowac malowniczymi uliczkami tego bajkowego zakątka. Co dziwne, uliczki były ciche, niezatłoczone, senne kawiarenki ciepło zapraszały by ochłodzc się w cieniu platanów, woda z cichym pluskiem omywała kamienne schody przystani....
Szkoda...nie było czasu na "powrót do przeszłości" w Morcote i z żalem w sercu pożegnałam je patrząc z rufy tęsknym wzrokiem...

3 godziny minęły jak z bicza trzasł, powróciliśmy do zatoki Lugano, ja z głową pełną obrazów, dzieci z brzuchami pełnymi lodów i harców na statku, a mąż z pełną kartą fotek i wrażeń z meczu futbolowego transmitowanego na dolnym pokładzie.
Po powrocie do Rovio, przetestowaliśmy cichą wioskową knajpkę (za wszystkie skarby kapitana Sparrowa nie dałabym sie zaciągnąc na kolację do łupieżowego grodu) .
Wybór był dobry - jak to zwykle bywa z "miejscowym" lokalem. Stoliki kryte ceratą wprost przed pizzerią, pod platanami, widok na cudowny kamienny kościół, wspaniałe domki w stylu włoskim....pizza pieczona w opalanym drewnem piecu - dzieci zachwycone obserwowały kucharza kręcącego ciastem jak kołem młyńskim, ja - pyszne winko, Exxtreme chłodne piwo w zroszonej szklanicy....ach co za miejsce, co za smaki!
Z pełnymi brzuchami mieliśmy juz kompletnie w nosie nasz "apartament" i szykowaliśmy się na dzień następny czyli: Locarno i Bellinzonę.

Przebywajac w Tessin - masz wrażenie,że jestes we Włoszech. Szwajcaria? Jaka Szwajcaria? Krowich dzwonków ani na lekarstwo, żadnego jodłowania i góralskiej muzyki...Kie licho?

Locarno zwala z nóg. Jeżeli szukasz eleganckiego, niezbyt zatłoczonego miejsca na kilkudniowy miejski wypoczynek - to Locarno jest w sam raz. Oczywiście piękne parki, jezioro, i malownicze domy na jego tarasowych brzegach. Piazza Grande z rzędami kawiarnianych stolików, urocze kościółki (w jednym wieża zaprojektowana przez samego Leonardo) oraz masa podwórek i podwóreczek pełnych hortensji i kamiennych rzezb - jakby wyjętych żywcem z bajki. Do tego sklepiki ze starociami, lodziarnie i winiarnie, skwerki pełne leniwych kotów...
Zmęczeni galopem przez miasto, ulegliśmy postulatom dzieci by udac się na basen. I tam... pełna profeska. Basen szok. Nie byłam w stanie zliczyć ilosci sadzawek i kąpielisk wewnątrz budynków i na zewnątrz. Te wszystkie sikawki i fontanny, a do tego przybytki te bez kolorowej jarmarcznosci, pełne nowoczesnego designu - położone nad samym jeziorem w otoczeniu wzgórz. Dzieciaki zniknęły po chwili jak "kamien w wodę", a ja miałam czas na obserwację bliżnich i napawanie się harmonijnym pięknem natury i najlepszego ze stylów basenowej designerskiej architektury.
Po basenie sił starczyło już tylko na Bellinzonę (kiedy ja dotrę w swoim życiu do tej wiecznie pomijanej Ascony?), a w niej chrakterystyczne 3 zamki położone jeden nad drugim. Wszystkie są stare i kamienne. Oczywiście na nas - mieszkancach Luksemburga zamki wrażenia nie robia :), ale należy im oddac,że są wspaniałe, szczególnie ten największy - dolny, oraz że są wspaniale podświetlone nocą.

Z utęsknieniem wracaliśmy do naszej wioskowej knajpy, do jej szefa Adriano czy Gracjano i dupiatej kelnereczki, która podrywała mi męża :) W drugim dniu byliśmy juz traktowani jak swojaki. Ciepły wieczór, wioskowe panny przebierające się w barwy Szwajcarii (jakiś mecz wtedy grali, ale przerżnęłi) przed futbolową bibą. Kwitnąca lawenda, palmy i kościelne dzwony...To wynagradzało mi łupieżowy gród, go którego musieliśmy chadzać na śniadania i korzystaliśmy też z ich pokrzywionego basenu, w którym przebieralnie wyglądały jak piwnica Fritzla. Patrzyłam na to miejsce, śliczną włoską bryłę hotelu, wspaniale połozny ogród i...wszystko tak "zepsute" przez właściciela, który miał perłę i zrobił z tego miejsca świnię. Notabene, jakieś 50 m od ogrodu stal byle jak zbity z desek szałas, w kórym właściciel hodował...3 świnie. Pewnie nie chciał wydawać pieniędzy na odbiór zlewek w hotelu.

2 dni w Tessin mineły jak z bicza trzasł. Czas w drogę do Zermattu. Rovio opuszczaliśmy bez żalu, Tessin zaliczony, zapisze się dobrą kartą na naszej podróżniczej mapie. Zacieramy ręce na góry wysokie. Witaj Matterhorn!
Ale o tym w następnej części...
Awatar użytkownika
stary
Posty: 1401
Rejestracja: 17-07-2008, 08:19
Lokalizacja: eks-lux ww

Post autor: stary »

Znowu ciekawy opis . Za dawnych lat w tych okolicach mieszkalismy po stronie Wloskiej bo lepiej i taniej: zalety szwajcarskie lecz bez niedogodnosci
ogrodniczka pisze:aż do samej granicy z Francją


nie wiedzialem ze powodz tez nawiedzila te strony i powiekszyla jezioro az do Francji......

albo nam bujasz i nie bylas w Locarno tylko w Lozannie <hm> <hm>
Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem,
.. toż to nie piwo !
Awatar użytkownika
ogrodniczka
Posty: 857
Rejestracja: 10-08-2007, 15:49
Lokalizacja: Kraków/Bridel

Post autor: ogrodniczka »

O Jezu, to z Włochami.... :). Myślami już pewnie byłam w części francuskiej, która mam zamiar zwiedzić jako nastepną czyli Montreux, Vevey itd.
Pod spodem link do mapki jeziora i znajomo brzmiące nazwy z wycieczki statkiem: Gandria, Paradiso, Campione (włoskie), Bissone. Morcote, Brusimpiano aż do Ponte Tresa.

http://en.wikipedia.org/wiki/File:Lago_ ... -Mappa.png
Załączniki
737px-Lago_di_Lugano-Mappa.png
Awatar użytkownika
ogrodniczka
Posty: 857
Rejestracja: 10-08-2007, 15:49
Lokalizacja: Kraków/Bridel

Post autor: ogrodniczka »

Czas jakie zdjęcia załączyć. Jedno ponoć warte miliona słów.
Zdjątka małe, nie oddają więc klimatu ale pokazują w czym rzecz...Dzis rejs statkiem po jeziorze Lugano. Ponte Tresa, Morcote, Gandria.
Zdjecie od góry 1,2,3 to okolice Ponte Tresa juz na granicy z Italią (samo Ponte Tresa juz nie weszło chyba upload za mały) 4,5,6,7 to Morcote. Kolejne to jezioro Lugano, a domki na zboczy do Gandria - malownicza wioska z restauracjami w większosci dostępnymi tylko od strony wody. Bamazo, następne postaram się juz opisywac.
Załączniki
IMG_4177.JPG
IMG_4194.JPG
IMG_4272.JPG
IMG_4269.JPG
IMG_4280.JPG
IMG_4287.JPG
IMG_4325.JPG
IMG_4329.JPG
IMG_4332.JPG
IMG_4336.JPG
Ostatnio zmieniony 28-07-2010, 13:03 przez ogrodniczka, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
bamaza42
Posty: 4441
Rejestracja: 26-09-2006, 15:57
Lokalizacja: Gdansk/Luxembourg

Post autor: bamaza42 »

Szkoda, @ogrodniczko, ze nie opisalas zdjec.....
Awatar użytkownika
ogrodniczka
Posty: 857
Rejestracja: 10-08-2007, 15:49
Lokalizacja: Kraków/Bridel

Post autor: ogrodniczka »

Locarno.
Załączniki
IMG_5617.JPG
IMG_4346.JPG
IMG_4347.JPG
IMG_4349.JPG
IMG_5615.JPG
IMG_5614.JPG
IMG_5636.JPG
IMG_5649.JPG
IMG_5645.JPG
Awatar użytkownika
ogrodniczka
Posty: 857
Rejestracja: 10-08-2007, 15:49
Lokalizacja: Kraków/Bridel

Post autor: ogrodniczka »

Hotel Rovio - największa zmyłka roku
Załączniki
HI19111468.jpg
HI19111468.jpg (35.69 KiB) Przejrzano 3822 razy
widok z ogrodu
widok z ogrodu
HI25521704.jpg (23.7 KiB) Przejrzano 4063 razy
villa Rovio
villa Rovio
HI19111468.jpg (35.69 KiB) Przejrzano 4061 razy
ODPOWIEDZ