Maratony MTB - Ell (22.03.2009)

Te dalekie i te całkiem bliskie...
Awatar użytkownika
exxtreme
Posty: 159
Rejestracja: 26-08-2007, 15:47
Lokalizacja: Bridel / Kraków

Maratony MTB - Ell (22.03.2009)

Post autor: exxtreme »

Parę tygodni temu szukając swojej drugiej połówki potrafiącej pociskać pedały napisałem o cotygodniowych imprezach organizowanych przez miłośników MTB w kilkunastu miejscowościach Luxa.
Sezon imprezowy A.D. 2009 ropoczął się w połowie marca, dokładnie 15. Niestety, sobotnie spotkanie Anonimowych Konsumentów pokrzyżowało mi niedzielne poranne plany wyruszenia na trasę. Nota bene pokrzyżowało mi jakieś trzy czwarte niedzieli, ale to temat na inny post.
Zwarty, gotowy i w bojowym nastroju ok. 8.45 zapakowałem rower do bagażnika i obserwując wskazania temperatury ruszyłem na zachód Luksemburga mijając Dondelange. Temperatura w dolinach spadała do 0C. Myślałem, że może impreza zostanie odwołana, może będzie tylko kilku startujących… He – nie doceniłem lokalnych wariatów. Najpierw zastanowił mnie parking pełen aut. Kościoła w okolicy nie było, więc to pewnie moi przyszli koledzy z trasy. Przejechałem pomaluśku przez Ell i bagażniki rowerowe wyrastały z każdego niemal pojazdu. Pysznie! Lata krążenia po Warszawie, Poznaniu i Krakowie opłaciły się. Znalazłem urocze miejsce parkingowe i wio do punktu meldunkowego. Tam po uiszczeniu 6 Euro wpisowego i doborze trasy (22, 30, 40 lub 50km) ruszyłem. Z ciekawostek – żeby zapisać się trzeba było zostawić rower przed wejściem. Stało ich poopiranych o ławki, ściany i żywopłoty kilkanaście. Średnia wartość maszyny oscylowała około 1500Euro. Nikt nie przypinał roweru, nikt nie zabierał ze sobą licznika. Po prostu Luksusowo.
Ruszyłem szukając linii startu. Tylko, że je nie było:) Poznałem pierwszą zasadę tutejszych imprez MTB. Tu nikt się nie ściga, tu ważny jest udział. Startują pary, startują samotni jeźdźcy (jak moi), są też większe grupy znajomych. Zabawa jest najważniejsza.

Uwaga na temat sprzętu. Widziałem kilka starych maszyn bez amortyzacji, ale naprawdę niewiele. Najwięcej rowerów posiadało przednie zawieszenie, część rowerów z zawieszeniem full. Wypatrzyłem nawet karbonową ramę. Razem z osprzętem ten ostatni był warty około 4-5k Euro. Zawodnik na nim przerażał chudością więc zakładam, że rower wykorzystywał zawodniczo.

Wybrałem trasę 30km. Trasa 8km krótsza pojawiła się z adnotacją F jak kobieta 8) . Trochę wstyd mi się było przyznać do wlasnej fizycznej słabości i porwałem się na 30km. Miałem za sobą już 4 górzyste trasy po średnio 20km, więc czułem się zaprawiony. Pierwsze 5-6 km to podjazd. Uff. Asfalt, ale w górę. Potem droga przez las, znowu w górę szutrem, jeszcze wyżej asfaltem aż tak ponad 400m. Coraz mniej mi się to podobało. Jeszcze zapach nawozu, przejazd przez pola i las. Dwa, trzy ostre zjazdy. Potem wzdłuż strumienia, przejazd przez wodę i znowu w górę. Nic za darmo. Bilans musi być na zero.

Muszę przyznać, że biorąc udział w takiej imprezie wyzwala w człowieku jakiś dziwny bakcyl rywalizacji. Nie ma nagród, numerów startowych, ale jakoś tak głupio jak cię wyprzedzają. Dużo więcej satysfakcji daje wyprzedzanie. I tak podkręcając sobie tempo lekko zaczynałem puchnąc na podjazdach. Doszło do tego, że dwa z najwolniejszych odcinków na wykresie przepchałem.

Kolejna ciekawostka. Miałem okazje jechać przed ok. 45 latkiem. Miał bardzo dobrze dobrane komponenty w rowerze, jako jedyny potrafił zjechać z 45% stoku i imponował sylwetką. Pogadaliśmy krótko. Zdziwiłem się, że wybrał 22km wariant. Na kolejnych podjeździe wyszło dlaczego. Jechał z partnerką. Kiedy on śmigał w przód, stawał na pedałach i kręcił się wokół większych kałuż ona mozolnie kręciła pedałami. Czasem do niej podjeżdżał, ciągnął za rękę rozpędzając i zachęcał do wysiłku. To było fajne. Tydzień później w Beaufort takich par zobaczę dużo więcej.

Trasa charakteryzowała się długimi podjazdami i piekielnymi zjazdami. Był jeden piękny, łagodny zjazd mający około 1500m – można go łatwo wyczaić na wykresie. Moja prędkość na tym odcinku była największa. Ale to wyjątek. Byłbym zapomniał – był bufet po drodze. Gdzieś przy asfalcie w dolnie postawiono stoły, na nich banany, wafle z czekolada i gorąca herbata z wielkiego cynowego gara. Jak na kolonii. Nie wiem jak płomień z butli mógł się utrzymać na tym wietrze, ale takiej dobrejherbaty to nie piłem od paru lat.

Na całej trasie leżałem tylko dwa razy. I było to tylko upadki kontrolowane, na małej prędkości. Nie zdążyłem się wypiąć i bum. Za tydzień w Beaufort będzie duuuużo gorzej. Już dziś zachęcam do czytania mojej kolejnej relacji.

Ogólnie było świetnie. Nawet 4km przed końcem dopadłem dziewczyny, które startowały razem ze mną na 22km. Hurrra! Jednej pomogłem założyć łańcuch. Taki ze mnie gent!

Na końcu zrezygnowałem z ravioli serwowanego przez organizatorów i po grupowym myciu rowerów dotarłem na parking. Tam tylko zatankowałem rower (vide photo) i wróciłem do domu z mocnym postanowieniem kontynuowania niedzieli na leniwo.

Zdjęcia będą sukcesywnie dodawane.

Na koniec ocena eventu:
Dystans: 30km
Przewyższenia: +/- 850m
Kalorie: 1930
Organizacja: 3/5
Wymagana kondycja: 3/5
Wymagana technika: 3/5
Widoki: 3/5
Załączniki
Dane z Garmina
Dane z Garmina
Wzloty i upadki
Wzloty i upadki
Trasa widziana z kilometrów siedmiu
Trasa widziana z kilometrów siedmiu
Tenis, 40D, MTB & MBA
ODPOWIEDZ