Good news - ekipa exxtreme'alnie uLouTna powiekszyła się o kolejne dwa pedały. Ale o tym dowiecie się ze zdjęć.
Po kolei. Tak się nam życie składa, że śmigamy w niedziele. Ja świeżo nasztachany chloru z Pidal, a LouT przed obiadem. Stawiamy czoła górom i pagórom. Gonimy konie i dziką zwierzynę a zaczynamy obok ronda w Bridel. To parking przed rondem jadąc od Rollingergrund. Delikatnie manewrujemy rowerami, żeby nie zadrapać świeżo umytej klasy S. Odpowiadamy po autochtońsku 'Dziń dybry' wszystkim przebiegającym obok nas. No bo to tacy zawodnicy jak my. Mają leginsy jak ja i nasz nowy nabytek grupowy, tylko że bez rowerów. Jacyś tacy chudzi. Pewnie głodni. Biegną po jedzenie. Tak. Na pewno po jedzenie. Mamy batoniki energetyczne, ale się nie dzielimy. Przed nami min. 20km walki. Część na wrednych podjazdach. Ale do rzeczy.
Mam trasę. Będziemy testować nawigację rowerową. Drogę gubimy już po 300m. Nic to. Damy radę. Gnamy w dół przez las w kierunku ronda zjazdu Bridel w Strassen. Jest pięknie. Trafiamy na kamienne słupki z wyrytymi datami. Wow - XVIII wiek? Może ktoś wie OCB? Przejeżdżamy drogę prowadzącą ze Strassen do ronda Bridel przejazdem dla rowerow z migającym znakiem. Tu zaskoczenie. Dwa auta nas kompletnie ignorują i przejżdżają pełnym pędem. Kij im w nery. Juz jesteśmy po drugiej stronie drogi. Prujemy prosto. Trzy małe hopki pokonujemy w powietrzu tak jak matka ziemia pozwala. Mijamy szlaban po kilkuset metrach i zjazd w dół. Doris (druga para leginsów) zostaje z tyłu. Ja z LouT grzejemy ile sił w nogach po zboczu singletrackiem. Jest tak pięknie, że muszę się zatrzymać. Nawet pięknie szumi wiatr. Ciekawe, bo wcześniej go nie słyszałem. LouT każe mi się odwrócić i pokazuje palcem wiadukt, po ktorym zapychają z wakacji Belgowie. To stąd ten szum


Niestety, zawsze tak jest że uśmiech na twarzy szybko znika, kiedy kończy się zjazd. Pojawia się najpierw zmarszczenie brwi, zrzucenie przerzutek i piłowanie w górę pod cmentarz w Bridel. To przewyższenie było kozackie - na kilkuset metrach ponad 80 w pionie i to na ścieżce poprzecinanej cywilizowanym rynnami. Taaaaa.... LouT pokazał jak Michał Wiśniewski na co go stać i wjechał na średniej tarczy. Później trochę płakał, ale dostal nagrodę 'Star Of The Day'. Ja też wjechałem, ale myśli mialem takie dziwne. Doris dopedzila mnie na podjezdzie. Dobra ona jest. Ta Doris. Zernąłem na moje spalone kalorie i było dobrze. Po podjezdzie juz bylo ok. 800 w plecy. A przed nami jeszcze bylo 8 km. Postanowiłem przejąć dowodzenie i przemknęliśmy obok hali sportowej w B, gdzie odbywal się turniej tenisa stołowego, który reklamowalem na forum. Po minieciu Q8 i zjezdzie w strone Steinsel odbilismy w las na sciezke odgrodzona szlabanem od szosy. I tu naprawde bylo pieknie. Szeroko, lisciasto i slonecznie pomiedzy liscmi. Widok na Steinsel i Kirchberg, parowy, skały jak Światowida posągi... I to wszystko można zobaczyć idąc na spacer tak blisko cywilizacji. Niesamowite. Po podciągnięciu do sadów Steinsel podjechaliśmy chwilę asfaltówką i wzdłuż sadu przez pola dotalismy do skrzyżowania, gdzie ... zgubilismy drogę. Wstyd się przyznać, ale sposrod trzech drog wybralismy tę złą i wrociliśmy do sadów. Przez moment myslalem, że zobaczymy piernikową chatkę, ale to było tylko zaparkowane w lesie Renault. W tym czasie odezwało się kolano Doris, które koniecznie chcciało z nią nawiązać kontakt. Musieliśmy wracac. Przejechalismy tę samą trasę na abarot. I znów sprint po ścieżce. Lewo, prawo i aż zawieszenie trzeszczało. Wjechaliśmy do Bridel.
Rozstalismy się pod Q8. LouT i Doris mogli gnać w dół do domu. Ja wybierałem się jeszcze tego dnia na turniej tenisa stołowego w roli fotografa. Zrobiłem tego popołudnia dużo, dużo zdjęć.
Powyższa trasa to nieco ponad 20km. Druga część od Bridel do sadów Steinsel na górze jest warta spaceru. Pozostała część raczej dla MTB niż trekkingu. Kalorii spalismy mnóstwo, choć Doris stwierdziła, że bieganie jest bardziej efektywne. A góry? Wspinaliśmy się ponad 520m! I tyleż było zjazdów. Nieźle, co? Zdjęcia już jutro. Dziś cieszcie się statystykami i mapami z Google Earth.