Hawaje: Kauai dzień 2-gi "Przełamując fale"

Te dalekie i te całkiem bliskie...
Awatar użytkownika
ogrodniczka
Posty: 857
Rejestracja: 10-08-2007, 15:49
Lokalizacja: Kraków/Bridel

Hawaje: Kauai dzień 2-gi "Przełamując fale"

Post autor: ogrodniczka »

Poranek. Niebo zasnute ciemnymi chmurami ale ciepło. Z tarasu przyglądam się ukwieconym drzewom, zadbanym trawnikom - w Aston Islander on the Beach dba się o o ogrody. Za to oraz za świeżą prasę jest dodatkowa opłata w postaci 15 dolarów dziennie.
Klomby zapełnione orchideami. Nigdy nie widziałam tylu odmian w jednym miejscu. Orchidee rosną na drzewach - jak to saprofity, czują się tam wyśmienicie.
Śniadanie?
Mały pokoik obok recepcji. Stoi jeden termos z kawą i jeden plastikowy box, w którym leżą zmięte lukrowane pączki. Po jednym na gościa. Kubki do kawy papierowe. Dobytku pilnuje dosyć postawna Hawajka, z drugiej flanki (od termosu) pilnuje posągowy i równie postawny Hawajczyk. Najpiękniejsze co serwują to uśmiechy.
Zdechnięty pączek i kawa z papierowego kubka to dla mnie za wiele. Obracam się na pięcie i szukamy restauracji. W hotelu nie ma. Znajdujemy śniadaniarnię w tym samym kompleksie hotelowym. Wrzucamy solidną porcję jajek, smażonych ziemniaków i tostów. Restauracja w stylu hawajskim. Meble trochę jak z demobilu, od sasa do lasa - trochę giętych foteli, trochę lśniących-złotych jak z wyprzedaży w las Vegas. Po podłodze dostojnie spaceruje kura.
Jedna, druga, trzecia…
Nie jestem zdziwiona, ponieważ czytałam, że w latach 90-tych Kauai nawiedził ogromny huragan, który wywiał z zagród kurczaki. Ptaki te znalazły świetne warunki do bytowania w stanie dzikim i tak sobie chodzą i grzebią. Są na całej wyspie, na plażach, na parkingach, pod sklepami - coś na kształt bezpańskich kotów. Są malutkie, kolorowe i bardzo śmieszne.
Nastroje nadal minorowe, chociaż bajeczny krajobraz nastraja nas lepiej. Chwytamy za plecak ze sprzętem fotograficznym i jedziemy na plaże Poipu - czyli do miejsca gdzie jak piszą przewodniki NIGDY nie pada deszcz.
Kauai jest małą wyspą. Okrążenie jej zajmuje około 3 godzin, ale prawdę mówiąc pełne kółko nie jest możliwe ze względu na fragment wybrzeża zwanego Na Pali Coast, które jest pasmem niedostępnych klifów. Kształtem przypomina pączka z nadgryzionym miejscem, tam właśnie jest Na Pali.
Poza Poipu, mamy jeszcze w planach efektowną dziurę z rozpryskującym się gejzerem wody zwaną Spouting Horn, ogród botaniczny McBryde Garden oraz rejs katamaranem do wcześniej wspomnianych klifów Na Pali Coast.

To dobry moment by pokusić się o kilka encyklopedycznych faktów (posiłkuje się info z przewodnika National Geographic)
Wyspy hawajskie są w rzeczywistości wystającymi ponad powierzchnię oceanu szczytami podwodnych wulkanów. Mauna Kea 4205 m n.p.m. (10 203 m od podstawy) na Big Island jest najcięższym wulkanem w układzie słonecznym. Archipelag ten jest oddalony od stałego lądu najbardziej niż jakiekolwiek inne miejsce na ziemi. Najbliżej jest do Kalifornii - około 4300 km. Składa się ze 137 wysp, wysepek oraz atoli rozciągających się na przestrzeni 2450 km. Główne wyspy to Oahu, Big Island, Maui, Kauai, Molokai, Lanai, Kahoolawe i Nihhau.
Wyspy różnią się od siebie wyglądem i charakterem tak bardzo, że trudno uwierzyć by odległość stukilkudziesięciu mil jedna od drugiej - mogły zdziałać takie różnice.
Oahu jest ucywilizowana na południu, dziewicza na północy, Kauai - starodawna mądra i zielona, Maui - marzycielka z galeriami sztuki i niedobitkami ruchu hippisowskiego, Big Island surowa i dziewicza. Molokai dystansuje się od głównego mainstreamu i prawdopodobnie na tym polega jej urok. Kahoolawe to wyspa świątyń (oraz dawniej poligon wojskowy), Lanai - dawniej zwana wyspą ananasową, teraz wydaje się, że utraciła swoja tożsamość, Nihhau - to własność prywatna, na terytorium której żyje około 50 rdzennych Hawajczyków, bez bieżącej wody i elektryczności , posługując się tylko językiem hawajskim. Niestety miejscowi uzmysłowili nam,że ten eksperyment nie udaje się i z roku na rok tej rdzennej społeczności ubywa.

Jedziemy na Poipu uchodzącą za jedną z najładniejszych plaż. Krajobraz wiejski, małe drewniane domki przy drogach, bary, budy, stacje benzynowe, wszechobecne pick-upy. W zasadzie nic ciekawego - ot ludzki bałagan. Odnajdujemy drogowskazy, ale ciężko trafić - tak jakby wyspa zniechęcała Cię do jej odkrywania. Parkujemy przy publicznej (wszystkie plaże są ogólnodostępne) plaży. Nie znoszę tego prostackiego określenia, ale jak na razie "szału nie ma". Ot, żółty piasek, plaża średnio-szeroka. Palmy, trawa i …kury. Po drugiej stronie drogi wypożyczalnie desek surfingowych, mała ilość ludzi - praktycznie kilka osób. Atmosfera spokoju. Wyciągamy nasze aparatta, kręcimy przesłonami tere fere ale uczucie przygnębienia nas nie opuszcza. Ze złością patrzymy na zasnute niebo i nagle…wyspa nie wytrzymuje i daje nam potężnego klapsa w postaci rzęsistego, gwałtownego deszczu - takiego który wybija z głowy wszelkie fochy. Stoimy jak osłupiali by w końcu ociekający wodą, przemoczeni do majtek schronić się pod wiatą. Tam kilka par roześmianych oczu lokalesów owiniętych w szarawe, dziurawe ręczniki ale pytających z troską: "is your camera ok?". Poza nami również…kury :) Nie takie one głupie by moknąc na zewnątrz. Spoglądam na nas ponuraków, spoglądam na zrelaksowanych, wesołych plażowiczów, którzy wydają się nigdy nie słyszeć o plażowej modzie, spoglądam na kury. Zaczyna mi coś w głowie świtać.
Deszcz ustaje, mąż bez słowa zmierza w kierunku auta. Spoglądamy na siebie i….doznajemy olśnienia. Zamiast wymagać, zamiast oczekiwać na podanie wszystkiego na tacy, musimy spuścić z tonu, zmienić nastawienie i z pokorą dać się ponieść… fali. Brać tę wyspę taka jaką ona jest jest. Inaczej będzie nas karać każdego dnia.
Przypuszczenia okazały się prorocze… :)
Wierzcie lub nie, ale niebo się wypogadza, zrywam kwiat z pobliskiego ukwieconego drzewa, wtykam go za ucho i jesteśmy gotowi na zwiedzanie. Nowe otwarcie :)
Od tego momentu wszystko już szło jak z płatka nawet deszcz nie padał ani razu do końca pobytu.

Rejs jest zaplanowany na godzine 15tą. Mamy jeszcze sporo czasu. Podjeżdżamy do ogrodu botanicznego. Niestety taki ogród to wędrówka na kilka godzin. Tyle nie mamy.Musimy się ograniczyć do zaledwie 2 godzinnego zwiedzania BcBryde (30 dolarów) i zrezygnować z rajskiego i kwietnego Allerton Garden (bilet 80 dolarów).
Wiezie nas specjalny autobus, wyrzuca 5 km dalej. Dostajemy mapke i hulaj dusza. Masz 3 ścieżki i wybieraj. Każda prowadzi na miejsce ponownej zbiórki, skąd autobus zabierze nas z powrotem.
Mój mąż nie jest botanicznie uwrażliwiony, ot wie, że lubię kwiatki a sam zna tylko te rośliny, które zjada. Jednakże kredą na kominie chyba opisze jego ohy i ahy gdy stawiał oczy w słup na widok bajecznie kolorowych kwitnących roślin. Mnogość gatunków i iście bajeczne nasadzenia. Wędrujemy po wzgórzach i dolinkach i co kilka minut dochodzimy wspólnie do wniosku,że tak musiał wyglądać raj. Po niebie szybują białe ptaki o długich ogonach. Płyną strumienie. Napotykamy na pieprz i wanilię oraz na rosliny, które przywieżli ze sobą Polinezyjczycy - m. in. trzcinę cukrową oraz Taro czyli kolokazję, ich święta roślinę.

Skoro padło to słowo to czas wspomnieć o pierwszych kolonizatorach.
Jako,że Hawaje są tak odizolowane, pierwsi kolonizatorzy postawili na nich stopę około 500 r. n.e. Polinezyjczycy przypłynęli prawdopodobnie z Markizów, a następnie z Tahiti.
Kapitan James Cook, który sam natknął sie przypadkowo na archipelag i 20 stycznia 1778 r. rzucił kotwice przy Kauai dziwił się: "Jak wyjaśnić, że lud ten pokonał bezmiar oceanu"?
Wszystko zaczęło się od legendarnego ludu Lapita. To na podstawie ich ceramiki prześledzono losy migracji. Historia sięga 3000-2000 lat p.n.e! gdy Lapita dopłynęli do Archipelagu Bismarcka (Koło Papui Nowej Gwinei). Stamtad migrowali na Wyspy Salomona, Vanuatu, Fidżi i Tonga. 1200 l. p.n.e osiedlili się na Samoa gdzie żyli przez następne 1000 lat wykształcając kulturę znaną nam jako polinezyjską. Cały czas rozwijali swoje umiejętności nawigacyjne i dopłynęli na odległe o 1600 km Markizy, Tahiti, do Nowej Zelandii, Rapa Nui (Wyspa Wielkanocna) i wreszcie na Hawaje. Po tym gdy Hawaje zostały skolonizowane, podróże te ustały i na długo pogrążyły się w izolacji aż do zetknięcia ze światem zachodu.
Hawajczycy potrafili docenić dobro wysp do których dopłyneli. Racjonalnie gospodarowali zasobami naturalnymi. Nie poszli drogą swoich zachłannych i nieroztropnych ziomków z Rapa Nui, którzy w klanowych rywalizacjach na największego kolosa, wytrzebili wszystkie drzewa rosnące na wyspie używane do przesuwania kamiennych bloków, sprowadzając tym samym na siebie zagładę.
Hawajczycy budowali równiez system rządzenia. Każda z większych wysp miała swojego wodza. Najbardziej uznanym władcą, założycielem dynastii królewskiej był Kamehameha I, który podbił i zjednoczył wszystkie wyspy (prócz Kauai, która przyłączyła się dobrowolnie). Uznany był za wodza mądrego i walecznego - zyskał miano Wielkiego. Nadal cieszy się szacunkiem, a jego pomnik stoi w Honolulu przed pałacem królewskim Iolani.

Tyle danych faktograficznych, a my wracamy do ogrodu botanicznego.
Oczadzeni pięknem kwiatów wracamy busem do bramy ogrodu. W dole piękna plaża. Na niej prywatny dom, palmy…Kolory, harmonia, widokówka…
Wychodząc z ogrodu wpadamy jeszcze oglądnąć ziejący wodny gejzer Spouting Horn. O tej porze roku niestety wypluwa wode na wysokość zaledwie kilku metrów, ale zimą potrafi plunąć kilkanaście metrów w górę. Dziś jednak specjalnych emocji nie wywołał. Wsiadamy do bryki i jedziemy do Port Allen na wycieczkę katamaranem.
Nie ukrywam, że ta wizyta to jeden z najważniejszych punktów mojego programu na Hawajach.
Jeszcze rok temu nic nie słyszałam o Na Pali Coast. Gdy zapadła decyzja, że jedziemy zaczęłam przeszukiwać internet. Wpadłam na stronę podróżniczą Kolumber.pl. Tam znalazłam kilka ciekawych opisów podróży na Hawaje i poszło! Sprawdzałam każdą atrakcję, dopasowywałam do czasu jaki mamy i cięłam :( Niestety. Tak wypadła Big Island, tak wypadła malownicza droga do Hana na Maui, tak wypadł Kalalau Trail na Kauai, nurkowanie na Maui. Cóż…Atrakcji szukałam równiez na stronie www. veltra.com.
Wpisujecie wyspę i wyskakuje gotowy spis z cenami oraz linkami do rezerwacji on-line. Jednakże najpierw musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, co nas najbardziej interesuje? Kultura? - trzeba jechac do Centrum Polinezji na Oahu, wulkany? koniecznie Big Island i Volcano National Park, rośliny i zieleń? wiadomo juz, że Kauai, rozrywka i lans? Tylko Honolulu , no może Princeville na Kauai. I tak po nitce do kłębka dojdziecie co warto zobaczyć.
Największą głupotą byłoby pojechanie na Hawaje i korzystanie z jednej plaży w luksusowym hotelu. Znam niestety takich ludzi…

Kręcimy się w małym porcie. Jemy doskonałe lody! kręcone w malutkiej koślawej cukierni. Kapitam Andy zaprasza na pokład. Musimy ściągnąć buty i zostawić na nabrzeżu. Katamaran prezentuje się wspaniale. Wycieczka kupiona on-line na veltra nazywa się "Na Pali Coast sunset dinner" i kosztuje około 140 dolarów na osobe. Biorąc pod uwagę, że rejs trwa 4 godziny a na pokładzie serwowany jest świetny obiad to cena wydaje się być niska. Widoki są bezcenne.

Towarzystwo mieszane. 6 lesbijek, kilka starszych pań, które spędzają połowę rozkołysanej podróży napełniając pracowicie woreczki wiadomo z czym. Kilka małżeństw - w tym rozpaskudzone żony bogatych mężów z Long Island. Rejs zaczyna sie bajkowo. Silniki pracują miarowo, słońce i wiatr. Płyniemy wzdłuż wybrzeża. Mijamy słynną Polihale Beach - ogromną i niedostępną plażę znaną jako "barking sands" (szczekające piaski). Prawdopodobnie chodząc po niej, ziarenka piasku ocierają się o siebie wydając te chrakterystyczne szczekające dzwięki. Nie mieliśmy okazji wypróbować ponieważ Polihale jest niedostępna dla aut bez napędu na 4 koła i prawdę mówiąc, prowadzą do niej bezdroża. Mijamy jednak kilka ogromnych pick-upów zaparkowanych wprost na plaży. Mijamy plantacje kawy, bazę wojskowę. Prosi się nas o nierobienie zdjęć, w przeciwnym wypadku panowie z bazy do nas przypłyną i zrobią nam po dwa zdjęcia - w tym jedno z profilu ;)
Podpływają do nas delfiny. Ocierają się o katamaran, dając się mu pchać, pokazują brzuchy, dokazują. Jest tak bombowo, że nie czuję, że zaczynają nas zalewać coraz to większe fale. Załoga serwuje drinki i muzykę reagge. Jest cudownie. Po 2 godzinach zbliżamy sie do punktu kulminacjnego. Kapitan raczący nas żartami włącza na cały regulator " Eye of the tiger"! Czuję się jak Rambo, wlewająca się przez rufę fala moczy mnie od stóp do głów. Woda jest ciepła jak zupa! Kołysze tak, że trzymamy się z mężem nawzajem by nie wypaść z łodzi. Nasze iPhony zamoczone kompletnie ale staramy się robić zdjęcia. Powoli zakręcamy za skalny cypel … i są! Pojawiają się bajeczne klify Na Pali. Zaczynam drżeć jak osika. To z emocji, jest tak pięknie, że momentalnie zaliczam te klify do najwspanialszych obrazów widzianych w życiu. Mają 600 metrów wysokości. Wrażenie jest kolosalne! Są bajecznie zielone, jakby pokryte zielonym atłasem. Żebrowania są bardzo charakterystyczne i wynikają z erozji. Fale wściekle tłuką się o brzegi. Jesteśmy na nawietrznej. Katamaranem bardzo kołysze ale płyniemy. Ufamy kapitanowi Andiemu, który opowiada o niedostępnych plażach, o podwodnych grotach, o niefrasobliwości ludzkiej. Kiedyś pewna rodzina została wciągnięta przez prądy i fale do groty i prawdopodobnie by się utopiła gdyby nie bohaterska akcja ratownika, który rzucił się w odmęty i ocalił. Opowiadał, że na tej plaży James Bond lądował w Goldfinger a na tamtej były zdjęcia do takich czy innych hollywoodzkich filmow.
Notabene wczoraj wieczorem nadawano film " 6 dni 7 nocy" z Harrisonem Fordem i Anne Heche, którego aukcja dzieje się na Kauai. Również na tej wyspie powstawał "King Kong", "Spadkobiercy" z Georgem Clooneyem, "Jurassic Park" i mnóstwo innych produkcji.
My tymczasem sycimy oczy. Mokrzy, zmęczeni, zawracamy w końcu i zaczyna się akcja suszenia, przygotowywania kolacji i kolejnych drinków. To już nie dla mnie. Błędnik daje o sobie znać i zaczynam czuć się coraz gorzej. Siadam na dziobie, kapitan wyłącza silniki i rozwija żagle. Żeglujemy po Pacyfiku! Jest bosko. Siła wiatru jest niepojęta. Słońce chyli się ku zachodowi. Podają kolację. Nie do wiary - cudowny, pachnący świetny stek z grilla, zielone szparagi, czosnkowe krewetki, sałata… jestem w niebie. Nawet mój żołądek przestaje się buntować. Załoga napełnia kieliszki, roznosi ciasto domowej roboty z orzeszków macademia - hawajskiego przeboju exportowego. Słońce nabrzmiałe wszystkimi odcieniami czerwieni, zaraz zniknie za horyzontem. Kapitam Andy zatrzymuje silniki, ogarnia nas cisza, tylko fale rozbijające się o burtę,. Rozlega się wielki przebój "Over the rainbow" IZ-a - Israela Kamakawiwo'ole - hawajskiego bożyszcze, który umarł wskutek otyłości ważąc 350 kilogramów. Wszyscy go tutaj kochają, a on kochał Hawaje…

Chwila jest szczególna. Jest nastrojowo i uroczo. W końcu słońce chowa się za horyzontem….
Andy włącza i silniki i na pełnym speedzie wracamy do portu. Robi się ciemno i chłodno. Chce domu :( Przeszywają mnie drgawki, ale co się napatrzyłam…to moje…na zawsze!!!
Załączniki
DSC01792.jpg
IMG_5908.jpg
IMG_5757.jpg
DSC01541.jpg
DSC01503.jpg
IMG_5711.jpg
IMG_5717.jpg
IMG_5754.jpg
DSC01497.jpg
Awatar użytkownika
ogrodniczka
Posty: 857
Rejestracja: 10-08-2007, 15:49
Lokalizacja: Kraków/Bridel

Post autor: ogrodniczka »

c.d.
Załączniki
DSC01432LR5_1.jpg
IMG_12991_1.jpg
IMG_13011_1.jpg
IMG_1075LR4_1.jpg
IMG_1110LR4_1.jpg
IMG_1150LR4_1.jpg
IMG_1154LR4_1.jpg
IMG_1185LR5_1.jpg
IMG_1160LR4_1.jpg
IMG_1184LR5_1.jpg
Awatar użytkownika
ogrodniczka
Posty: 857
Rejestracja: 10-08-2007, 15:49
Lokalizacja: Kraków/Bridel

Post autor: ogrodniczka »

c.d.
no niestety znowu kłopot ale wysilcie wyobraznię...
Załączniki
zdjęcie.JPG
zdjęcie.JPG
zdjęcie.JPG
zdjęcie.JPG
zdjęcie.JPG
zdjęcie.JPG
zdjęcie.JPG
zdjęcie.JPG
zdjęcie.JPG
zdjęcie.JPG
Ostatnio zmieniony 17-09-2013, 08:32 przez ogrodniczka, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika
ogrodniczka
Posty: 857
Rejestracja: 10-08-2007, 15:49
Lokalizacja: Kraków/Bridel

Post autor: ogrodniczka »

c.d.
Załączniki
Kolorowo
Kolorowo
Kauai
Kauai
IMG_1186LR5_1.jpg
zdjęcie.JPG
zdjęcie.JPG
zdjęcie.JPG
zdjęcie.JPG
zdjęcie.JPG
IMG_1096LR4_1.jpg
ODPOWIEDZ