Hawaje: Kauai dzień 1-szy "Pechowe otwarcie"

Te dalekie i te całkiem bliskie...
Awatar użytkownika
ogrodniczka
Posty: 857
Rejestracja: 10-08-2007, 15:49
Lokalizacja: Kraków/Bridel

Hawaje: Kauai dzień 1-szy "Pechowe otwarcie"

Post autor: ogrodniczka »

No i po grze wstępnej….pomyslałam następnego ranka gdy zapakowana walizka czekała u drzwi by wymeldować się z Hiltona.
Las Vegas było swoistą grą wstępną, przed tym co miało teraz nastąpić. Otóż za kilka godzin miałam zobaczyć wyczekiwane Hawaje. Miałam zaciągnąć się tamtejszym powietrzem i poczuć na skórze ich zachwalany, łagodny klimat. Vegas żegnamy bez żalu bo przecież jeszcze lepsze przed nami. Na lotnisku zameldowaliśmy się o 6tej rano. Zwrot auta - trochę to trwa. Lot około 9tej. Zajmujemy miejsce w kolejce i nie przeczuwamy zbliżających sie kłopotów. W końcu odprawa. Wchodzi ekipa "z kwiatkiem za uchem". Mówimy pani by nasz bagaż odprawiła tylko do Honolulu ponieważ rezygnujemy z jednego z połączeń i robimy wysiadkę "o jedną stację wcześniej". Nie chcemy lecieć do Kony (Big Island) jak jest na bilecie tylko zostajemy w Honolulu.. Proste.
I tu zaczęły sie schody.
Winna jestem wyjaśnienie, że początkowo planowaliśmy odwiedzić Big Island i kupiliśmy łączony bilet do Kony jako ostatniego portu docelowego na Hawajach. Droga powrotna do NY i tak miała się odbywać z Honolulu więc zakładając, że nie wezmiemy jednego lotu to Hawaiian przewiozą zamiast nas trochę powietrza i po sprawie. Mąż zadzwonił kilka tygodni wcześniej do infolinii by upewnić się czy taka volta jest możliwa. Powiedziano nam, że owszem - mamy tylko przy odprawie przypilnowac by nie wysłano naszej walizki na Big Island.
To staralismy się przypilnować.
Informacja zwrotna była taka, że jeżeli nie polecimy na Kone jak to bylo pierwotnie założone w bilecie to ulegnie również skasowaniu bilet powrotny do Nowego Yorku. Musimy dokonac dodatkowej opłaty za zmianę biletu w wysokosci 400 USD.
Zaraz, zaraz…przecież my po prostu nie chcemy wykorzystac ostatniego lotu w łańcuszku i stawimy się za kilka dni w Honolulu by leciec do NY czyli kontynuować podróż.
Nie.
Skonsternowani odprawiliśmy się tylko na lot do Honolulu (centrum przesiadek na inne wyspy). Sprawdzamy ceny Honolulu - Nowy York ( w razie gdyby nam przepadł bilet). 1000 dolarow od osoby. Już wiemy, że lepszym rozwiązaniem jest przerezerwowanie biletu.

Lecimy do Honolulu i martwimy się ile nas ta zmiana planów będzie finalnie kosztować 400? 1000? 2000 USD
Lecimy 6 godzin. Wskazówki zegara cofamy znów o 3 godziny.
NY- minus 6 godzin, Las Vegas znowu minus 3 godziny, Honolulu - minus kolejne 3. Moja strefa snu zaczyna wariować.
Hawaiian Airlines oferują wspaniały standard obsługi. Czysty nowy Airbus A-330 jest ogromny i leci pełen. Obsługa w błękitnych hawajskich koszulach, piękne kobiety z obowiązkowym kwiatem za uchem. Smaczne przekąski. Ekrany osobistej rozrywki działają i oglądam filmy o Hawajach zrealizowane tak pięknie, że dech zapiera. Fajnie jest. Miła odmiana po nabzdyczonych polskich stewardesach w dreamlinerze.
Nadal jednak nie wiemy czy wskakujemy do samolotu na Big Island czy na Kauai. Jak się człowiek martwi to czas szybko mija :)
Z oceanu wyłaniają się wyspy.
Zbliżamy sie do Honolulu. Pod nami Pearl Harbour. Poznaję po zakotwiczonych tam statkach i charakterystycznym budynku USS Arizona Memorial. Jest to biały, prostokątny monumet (muzeum) o wygiętym w łuk dachu symbolizujący ugięcie się Ameryki pod naporem ataku japońskiego agresora.
W kanale zatoki zauważam…niebywałe ...wychodzącą w ocean łódz podwodną. Samolot zniża lot ku lotnisku a ja doskonale widzę kiosk łodzi. Sunie całkiem szybko. Na płycie lotniska mnóstwo szarych wojskowych samolotów. Pod daszkiem mój mąż zauważa 2 najnowsze myśliwce F22. Mało nie wyskakuje z pasów bezpieczeństwa.

Lądujemy i zamiast cieszyć się hawajskim ambiente odbywamy 30 minutową gorączkową rozmowę z Centrum Obsługi Hawaiian Airlines i godzimy się na przerezerwowanie biletu. Kosztuje nas to finalnie 300 dolarów. Możemy więc odpuścić samolot na Big Island i wsiąść do samolotu na Kauai. Uf.
300 dolarow lżejsi udajemy sie do "krajowego" terminala.
Samo lotnisko w Honolulu jest stare. Wygląda na lata 70-te. Ponure, ciemobrązowe i betonowe ale mające swój klimat. Ciemne drewno, kute metalowe żyrandole.
Miejsce to nie ma nic wspólnego z elegancką szarą, granitową nowoczesnością europejskich lotnisk. Dookoła nas tłoczą się ludzie. Chaos.
I tak wygłupieni i obłupieni ;) ciągniemy piechotą naszą walizę do terminalu "krajowego". A tam…betonowy barak jak za Króla Ćwieczka albo …raczej za Kamehamehy I-szego. Wszystko leciwe. Oddajemy bagaż i mając 2 godziny do odlotu na Kauai próbujemy wykorzystać ten czas na kawę. Marne szanse. Szwendamy się już od 20 minut ale baru ni hu hu. W końcu trafiamy i jest to…Starbucks, a miałam nadzieję uciec od tej sieci i napić się lokalnej osławionej kawy KONA, ale widać jeszcze nie teraz.
Jesteśmy zmęczeni. Stoliki brudne. Za to pełno małych szarych ptaszków skubiących okruszki z mojego lemon cake. W końcu mam czas by się rozejrzeć. Tak, uderzenie powietrza było bardzo miłe. Ani zimno, ani ciepło - jakieś 26 stopni. Dookoła pełno kolorowej roślinności. To co znamy z europejskich doniczek tutaj na lotniskowych klombach ma postać krzewów lub drzew. Postanawiamy wrócić do terminala. Tam kolejny szok. Brudno. Niektórzy ludzie siedzą na podłodze, stanowisko odprawy urąga wszelakim standardom. To zbita z dykty buda ze sznurkiem i kawałkiem firanki. Ściany się łuszczą, okna brudne. Operują tu lokalni przewoznicy. Cierpliwie czekamy na wywołanie naszego lotu do Lihue. Owszem…wołają, ale to, że lot do Lihue jest odwołany.
Podskakujemy jak śmignięci biczem bo jesteśmy już w drodze od 11 godzin i nie mamy planu B. Z oddechem ulgi dowiadujemy się, że to nie nasz lot tylko inny do Lihue, a nasz jest TYLKO 2 godziny opózniony :(
Gdzieś przy "okienku odprawy" obsługa wyglądajaca jak z łapanki opędza się od pasażerki z Hiszpanii, która łamiącym się głosem krzyczy, że siedzi tu już od 7-mej rano i KOLEJNY jej lot jest skanselowany…
Żal mi jej. Nikt się nią nie przejmuje. Nikt nie wydaje się być poruszony. Bez cienia emocji oznajmiane są kolejne kanselacje lub kolejne opóznienia. Wszyscy cierpliwie czekają. Jeszcze nie wiemy, jak linie Go! popsują nam szyki w kolejnych dniach. ..
Dostajemy się w koncu do Lihue. Lot trwa zaledwie 20 minut. Stewardessa Go! ma 60 lat, na nogach znoszone adidasy a na twarzy nie ma cienia uśmiechu. Siedzenia Embrayera wysiedziane i brudnawe.. Czuję się jak w najgorszej taksówce złapanej na dworcu w Kutnie.. Jesteśmy zbyt zmęczeni by roztrząsać sytuację ale już widzę, że mąż łypie na mnie spod oka. W końcu te wakacje to mój wymysł.
Kauai.
Jak dotąd żadnych dzwięków ukulele, kwietnych łańcuchów Lei i przyjaznych "tubylców" ;)
Czekając na bagaż oglądam filmiki o zachowaniu bezpieczeństwa, o roztropnym korzystaniu z plaży i o... rekinach… Wszędzie stojaki z ulotkami o wyspie.
Mąż podjeżdża wynajętym autem.
NIE!!!
Miał to być compakt średniej klasy w postaci forda focusa.
Jedzie…ogromny Ford Grand Crown Victoria. Nigdy takiego auta nie widziałam. Wygląda jak wyrwany z policyjnego pościgu "Ulic San Francisco". Wielkie, brzydkie, pokraczne i stare. Za kierownicą mój zgaszony mąż - notabene fan motoryzacji , który ma tak zbitą minę, że nie komentuję tego czym przyjechał. Nie kopie się przecież leżącego. Otwieramy bagażnik a tam…kłębowisko starych liści gdzieś w załamaniu karoserii.
Siedziska z przodu to starodawne kanapy, kryte skórą w plamy niewiadomego pochodzenia. Samochód to automat - przy kierownicy coś co wygląda jak wielka chochla…Myślę, że w wolnych chwilach można ją wymontowywać i mieszać grochówkę w żołnierskim kotle.
Wyjeżdżamy z lotniska w pełnym rezygnacji milczeniu.
Szukamy hotelu. Dookoła cudowna zieleń. Dzień już się kończy. Nasz pierwszy, drogocenny dzień na Hawajach. Oznakowania na drodze słabe. Trudno trafić. Nie mamy wgranej nawigacji w iPhonie bo taka dla Kauai nie istnieje. Jest 17-ta, ale słońce już nisko bo na Hawajach zachodzi około 18.30.
Znajdujemy hotel. Chociaż ten wygląda w miarę dobrze. Brak miejsca na parkingu. Wolne są jedynie dwa miejsca obok śmietnika z ostrzeżeniem, że są zalewane podczas ulewnych deszczy. I tak nie lubimy tego auta więc je tam zostawiamy.
Recepcja lekko leciwa, tak samo wykładziny i meble. Po drętwych 20 minutach dostajemy klucze. Pokój czysty ale bez rewelacji. Dodatkowy wydatek w postaci ocean view to w rzeczywistości skromny pasek oceanu widoczny w oddali. Poddaję się.
Niemrawo rzucamy bagaże i kończymy dzień na zakupach w lokalnym markecie. Humory pod psem ale obiecujemy sobie,że następnego dnia będzie lepiej.
Odwiedzamy piękną, ale pogrążoną już w mroku plażę. Wesołe towarzystwo przy basenowym barze. Ocean huczy jak wielki trzmiel. Jest już noc, egipskie ciemności. I tak się kończy pierwszy, dosyć ciężki i trochę rozczarowujący dzień na Kauai - Wyspie Ogrodów.

ps. przepraszam ale cały czas mam problem z zamieszczaniem zdjęć. Traktujcie te zdjęcia jako "brudnopis" bo na koniec będzie slide show, który mam nadzieję pokaże tę podróż w jej całej krasie.
Załączniki
zdjęcie.JPG
zdjęcie.JPG
zdjęcie.JPG
zdjęcie.JPG
zdjęcie.JPG
Awatar użytkownika
xtheo7
Posty: 929
Rejestracja: 26-09-2006, 19:48
Lokalizacja: ettelbruck / waw

Post autor: xtheo7 »

Ale bryndza na tych Hawajach!
Ale jak Urban mowil o biedzie i zacofaniu w USA i probowal zbierac koce dla mieszkancow Nowego Yorku, to nikt mu nie wierzyl. A tak mozebys zamaiast siedziec na poszarpanym fotelu w samolocie miejscowych linii lotniczych Air Kashanqua, siedzialabys, byc moze, na schludnym kocyku z Kowar.

Poza tym zdalem sobie sprawe, ze Amerykanie jeszcze bezczelniej falszuja mapy niz nasi rodzimi komunisci, gdy wszystkie mosty na planach Warszawy byly poprzesuwane o kilkadziesiat metrow w celu wydudkania ewentualnych, zlosliwie wystzelonych Minutemanow z glowicami termojadrowymi. Dzieki naocznemu swiadectwu Ogrodniczki (zdjecie numer jeden), wyraznie widac, ze Hawaje leza na polkoli poludniowej a nie na polnocnej, jak to jest pokazane na mapach. No bo inaczej nie wyobrazam sobie Ogrodniczki fotografujacej do gory nogami, no chyba, ze czegos niedoczytalem u Wislockiej.

A poza tym bardzo plastyczny opis, az sie chce ... zostac w domu.
Awatar użytkownika
ogrodniczka
Posty: 857
Rejestracja: 10-08-2007, 15:49
Lokalizacja: Kraków/Bridel

Post autor: ogrodniczka »

he, he.. :)
Trzeba być cierpliwym bo po burzy zawsze wychodzi słońce.
Zaręczam, że kolejny poranek był jeszcze słaby ale potem gdy dostaliśmy porządne manto od przyrody, zdałam sobie sprawę, że przyleciałam tam dla niej - a nie po to by mnie tam wachlowano i podawano kolorowe drinki.
Mam nadzieję, że zdjęcia zamieszczą się dziś prawidłowo (nie wiem czy to wina mojego maca czy domowego serwera) i ocean nie wyleje Ci się z nieba na głowę ;)
MaWi
Posty: 3662
Rejestracja: 18-09-2006, 16:41

Post autor: MaWi »

ogrodniczka pisze:Mam nadzieję, że zdjęcia zamieszczą się dziś prawidłowo (nie wiem czy to wina mojego maca czy domowego serwera) i ocean nie wyleje Ci się z nieba na głowę ;)
Ogrodniczko, to wina programu, ktorego uzywasz do przekrecania zdjec. Owo przekrecanie twoj program wykonuje niestety "na leniwca", tzn. nie przeflancowujac pikseli w pliku - ziarnko po ziarnku o 90 lub 180 stopni, a jedynie odnotowujac w "metryczce" pliku (tzw. EXIF-ie; http://pl.wikipedia.org/wiki/EXIF ), ze zdjecie powinno zostac obrocone, by je moc poprawnie wyswietlic. Niestety stary poczciwy phpBB, na ktorym zbudowana jest polska.lu, zlewa cos takiego jak EXIF i zdjecie pokazywane jest tak, jak zostalo zrobione. Rozwiazanie? Musisz zastosowac inny program do obrobki zdjec, wzglednie znalezc w twoim opcje (o ile taka istnieje), ze zdjecia maja byc przekrecane metodami "lopatologicznymi", a nie przez kombinowanie w wirtualnym swiecie EXIFow ;)
Awatar użytkownika
ogrodniczka
Posty: 857
Rejestracja: 10-08-2007, 15:49
Lokalizacja: Kraków/Bridel

Post autor: ogrodniczka »

Rozumiem, najpierw obrobić a potem wkleić. Pewnie masz rację, ponieważ zdjęcia obrabiane zamieszczają się prawidłowo, te z iPhone'a krzywo. Dzięki.
ODPOWIEDZ