Rewolucja konstytucyjna z eutanazją w tle
: 03-12-2008, 09:14
Decyzje w sprawie reakcji rządu i parlamentu Luksemburga na zapowiedź Wielkiego Księcia Henryka o zamiarze niepodpisywania ustawy o eutanazji zapadły błyskawicznie. Już po kilku godzinach dyskusji, z nieukrywanym, choć smutnym przejęciem, premier Jean-Claude Juncker i szefowie frakcji parlamentarnych ogłosili plan szybkiej zmiany konstytucji Wielkiego Księstwa, która skutkować będzie ograniczeniem roli głowy państwa w procesie stanowienia prawa. Prawdopodobnie plan ten zaakceptował Wielki Książę.
Jak już informowaliśmy wczoraj, Wielki Książę Henryk niespodziewanie ogłosił, że nie zgadza się z założeniami ustawy legalizującej eutanazję i nie zamierza jej podpisać. Ustawa ta miała zostać przyjęta przez parlament w przyszłym tygodniu, po tym jak została ona poprawiona po zaopiniowaniu jej przez Radę Państwa w poprzednim podejściu legislacyjnym.
Choć konstytucja nie przewiduje możliwości zawetowania przez głowę państwa ustawy uchwalonej przez parlament, to nie precyzuje ona sytuacji, gdy Wielki Książę po prostu nie podpisze projektu w ustalonym terminie 3 miesięcy. Brak wielkoksiążęcego podpisu powoduje jednak, że ustawa nie wchodzi w życie, a parlament nie może już nic z tym zrobić, bo jego rola w procesie legislacyjnym kończy się w momencie przyjęcia ustawy.
Takiemu właśnie scenariuszowi – nazwanemu przez premiera Junckera „kryzysem konstytucyjnym” – zapobiec chcą frakcje parlamentarne poprzez ograniczenie roli głowy państwa w procesie legislacyjnym. Dotychczas Wielki Książę „zatwierdza” (sanction) i „obwieszcza” (promulgation) akty prawne przyjęte przez parlament. Tę pierwszą prerogatywę (art. 34 konstytucji) zamierzają skreślić przywódcy frakcji parlamentarnych. W ten sposób Wielki Książę nie miałby możliwości odniesienia się do zaprezentowanego mu projektu ustawy, a jedynie podpisywałby się pod jej publikacją w Dzienniku Urzędowym (tzw. Memoriale), obwieszczając w ten sposób jej wejście w życie.
Najbliższe dni albo i godziny pokażą, jaka będzie publiczna reakcja Wielkiego Księcia Henryka na prawdopodobne ograniczenie jego roli w państwie. Jest to sytuacja równie niebywała w historii Luksemburga, jak odmowa podpisania przez głowę państwa uchwalonej już ustawy. Jeżeli rzeczywiście plan zmian konstytucyjnych zaakceptowany lub nawet zaproponowany został przez samego Wielkiego Księcia, to będzie to formalnie wysoka cena, jaką zapłaci on za wierność swojemu sumieniu i poglądom. Formalnie, bo przecież dotychczas ani razu nie podważał on zasadności aktów prawnych przyjmowanych przez parlament i zapewne poza tą wyjątkową sytuacją dalej nie korzystałby z tego prawa.
Tytułem komentarza warto uzupełnić, iż Konstytucja Wielkiego Księstwa Luksemburga, pochodząca z roku 1868, a wzorowana na analogicznym belgijskim akcie prawnym z roku 1831, i do dnia dzisiejszego w pokaźnej części istniejąca w formie niezmienionej od początku, jest jedną z tych, i obecnie bodaj jedyną w Europie, która w kwestiach legislacji pozostawia monarsze nieograniczoną władzę. Z jednej strony od dawna słyszalne są głosy, iż anachroniczny z punktu widzenia współczesnej demokracji art. 34 Konstytucji powinien ulec zmianie, z drugiej zaś warto pamiętać, iż jednoizbowy parlament luksemburski pozostanie w tym momencie jedynym organem legislacyjnym, nad którym żadne inne ciało nie będzie mogło sprawować kontroli. Nawet bowiem Rada Państwa spełnia w procesie legislacyjnym jedynie funkcje opiniodawczą, a jej uwagi do proponowanych przez parlament ustaw mogą, ale nie muszą być zaakceptowane.
Jako ciekawostkę można też podać, iż to nie pierwszy raz władca luksemburski ma obiekcje co do podpisania aktu prawnego uchwalonego przez parlament. Ostatni taki przypadek miał miejsce, kiedy Wielka Księżna Maria-Adelajda zakwestionowała ustawę o szkolnictwie z roku 1912. Dotychczas jednak udawało się parlamentarzystom skłonić monarchę do zatwierdzenia uchwalonego aktu prawnego. Tym razem jednak wygląda na to, iż Wielki Książe Henryk pozostanie niewzruszony w swoich decyzjach, nawet wobec zagrożenia ograniczenia jego władzy jako głowy państwa i, co być może nawet ważniejsze, oddania nieograniczonej władzy ustawodawczej w ręce parlamentu.
Wiadomość za wort.lu i tageblatt.lu.
Jak już informowaliśmy wczoraj, Wielki Książę Henryk niespodziewanie ogłosił, że nie zgadza się z założeniami ustawy legalizującej eutanazję i nie zamierza jej podpisać. Ustawa ta miała zostać przyjęta przez parlament w przyszłym tygodniu, po tym jak została ona poprawiona po zaopiniowaniu jej przez Radę Państwa w poprzednim podejściu legislacyjnym.
Choć konstytucja nie przewiduje możliwości zawetowania przez głowę państwa ustawy uchwalonej przez parlament, to nie precyzuje ona sytuacji, gdy Wielki Książę po prostu nie podpisze projektu w ustalonym terminie 3 miesięcy. Brak wielkoksiążęcego podpisu powoduje jednak, że ustawa nie wchodzi w życie, a parlament nie może już nic z tym zrobić, bo jego rola w procesie legislacyjnym kończy się w momencie przyjęcia ustawy.
Takiemu właśnie scenariuszowi – nazwanemu przez premiera Junckera „kryzysem konstytucyjnym” – zapobiec chcą frakcje parlamentarne poprzez ograniczenie roli głowy państwa w procesie legislacyjnym. Dotychczas Wielki Książę „zatwierdza” (sanction) i „obwieszcza” (promulgation) akty prawne przyjęte przez parlament. Tę pierwszą prerogatywę (art. 34 konstytucji) zamierzają skreślić przywódcy frakcji parlamentarnych. W ten sposób Wielki Książę nie miałby możliwości odniesienia się do zaprezentowanego mu projektu ustawy, a jedynie podpisywałby się pod jej publikacją w Dzienniku Urzędowym (tzw. Memoriale), obwieszczając w ten sposób jej wejście w życie.
Najbliższe dni albo i godziny pokażą, jaka będzie publiczna reakcja Wielkiego Księcia Henryka na prawdopodobne ograniczenie jego roli w państwie. Jest to sytuacja równie niebywała w historii Luksemburga, jak odmowa podpisania przez głowę państwa uchwalonej już ustawy. Jeżeli rzeczywiście plan zmian konstytucyjnych zaakceptowany lub nawet zaproponowany został przez samego Wielkiego Księcia, to będzie to formalnie wysoka cena, jaką zapłaci on za wierność swojemu sumieniu i poglądom. Formalnie, bo przecież dotychczas ani razu nie podważał on zasadności aktów prawnych przyjmowanych przez parlament i zapewne poza tą wyjątkową sytuacją dalej nie korzystałby z tego prawa.
Tytułem komentarza warto uzupełnić, iż Konstytucja Wielkiego Księstwa Luksemburga, pochodząca z roku 1868, a wzorowana na analogicznym belgijskim akcie prawnym z roku 1831, i do dnia dzisiejszego w pokaźnej części istniejąca w formie niezmienionej od początku, jest jedną z tych, i obecnie bodaj jedyną w Europie, która w kwestiach legislacji pozostawia monarsze nieograniczoną władzę. Z jednej strony od dawna słyszalne są głosy, iż anachroniczny z punktu widzenia współczesnej demokracji art. 34 Konstytucji powinien ulec zmianie, z drugiej zaś warto pamiętać, iż jednoizbowy parlament luksemburski pozostanie w tym momencie jedynym organem legislacyjnym, nad którym żadne inne ciało nie będzie mogło sprawować kontroli. Nawet bowiem Rada Państwa spełnia w procesie legislacyjnym jedynie funkcje opiniodawczą, a jej uwagi do proponowanych przez parlament ustaw mogą, ale nie muszą być zaakceptowane.
Jako ciekawostkę można też podać, iż to nie pierwszy raz władca luksemburski ma obiekcje co do podpisania aktu prawnego uchwalonego przez parlament. Ostatni taki przypadek miał miejsce, kiedy Wielka Księżna Maria-Adelajda zakwestionowała ustawę o szkolnictwie z roku 1912. Dotychczas jednak udawało się parlamentarzystom skłonić monarchę do zatwierdzenia uchwalonego aktu prawnego. Tym razem jednak wygląda na to, iż Wielki Książe Henryk pozostanie niewzruszony w swoich decyzjach, nawet wobec zagrożenia ograniczenia jego władzy jako głowy państwa i, co być może nawet ważniejsze, oddania nieograniczonej władzy ustawodawczej w ręce parlamentu.
Wiadomość za wort.lu i tageblatt.lu.