25 lat wolności
25 lat wolności
25 lat temu skończył się w Polsce komunizm, jak powiedziała pewna znana podówczas polska aktorka. A co tak naprawdę stało się te 25 lat temu i czego ćwierćwiecze dziś hucznie świętują w Polsce wraz z całym narodem niemal wszystkie głowy państw UE oraz zaproszony specjalnie na tę okazję prezydent USA, Barack Obama? Okazuje się (ankietę uliczną przeprowadziła dziś z tej okazji polska radiowa "Jedynka"), że niewiele kto urodzony po 1989 r. w ogóle wie, iż 4 czerwca owego roku był dla historii Polski przełomowy, a jedynie nieliczni potrafią poprawnie odpowiedzieć na pytanie, co się tego dnia wydarzyło.
A zatem, przypominamy w dużym skrócie, szczególnie naszym najmłodszym czytelnikom, iż 4 czerwca 1989 r. odbyły się w Polsce pierwsze po II wojnie światowej wybory, w których wystartować mogli, oprócz kandydatów z partyjnych "teczek" PZPR oraz lojalnych wobec władzy komunistycznej ugrupowań tworzących w PRL fasadę demokracji, także kandydaci niezależni i bezpartyjni. Wybory były "kontraktowe", a kontrakt podpisany został kilka miesięcy wcześniej przy Okrągłym Stole. Kontrakt ten zapewniał większość (65%) mandatów dla starej władzy w Sejmie, natomiast dawał pełną wolność wyboru kandydatów do Senatu.
Czy dziś świętować powinniśmy rocznicę "wolnych wyborów"? Myślę, że nie to jest w 4 czerwca ważne czy wybory AD 1989 były wolne, trochę wolne czy wcale. Najważniejsze jest to, co podówczas z daną szansą zrobiło polskie społeczeństwo. A zrobiło wszystko, co tylko mogło, by demokracja i wolność do Polski wróciła. Kandydaci niezależni (wspierani w zdecydowanej większości przez utworzony przez Lecha Wałęsę Komitet Obywatelski "Solidarność") zdobyli niemal wszystkie możliwe mandaty tak w Sejmie jak i w Senacie. Co więcej "menu obowiązkowe" zaproponowane przez reżim, czyli tzw. "lista krajowa" na której widniały nazwiska 35 kandydatów szczególnie zasłużonych dla PRL, na którą głosować miała cała Polska, została w całości przez społeczeństwo odrzucona. Komunistyczna władza nie spodziewając się porażki kandydatów z listy nie przewidziała "planu awaryjnego", toteż dzięki takiemu obrotowi spraw, znajdujący się na liście prominentni przedstawiciele nomenklatury starej władzy znaleźli się poza Parlamentem.
4 czerwca rozpoczął trudny marsz Polski do wolności. Od tamtej pory zmieniło się wszystko, albo prawie wszystko. Mamy dziś pełną, a więc 100% wolność wyboru, możemy się cieszyć wieloma innymi przywilejami obywatela państwa demokratycznego oraz obywatela Zjednoczonej Europy. Nie tylko dzięki postawie bohaterów Okrągłego Stołu i ówczesnym liderom opozycji, lecz także, a nawet przede wszystkim dzięki całemu społeczeństwu, które 25 lat temu jednogłośnie opowiedziało się za wolnością, możemy dziś świętować "4 czerwca".
Dziś w Warszawie cały dzień trwają obchody 25-lecia wolności. Rano na Zamku Królewskim, na spotkaniu z młodzieżą (głównie osobami urodzonymi 4 czerwca 1989 r.) prezydentów Czech, Niemiec, Polski, Węgier i Słowacji, Prezydent RP Bronisław Komorowski powiedział, parafrazując slogan wyborczy sprzed 25 lat, iż "Nie ma wolności bez nowoczesności", wyjaśniając, że "nowoczesność" wyraża się przede wszystkim w umiejętności pielęgnowania obecnych przyjaźni oraz w potrzebie poszukiwania nowych ("bo wrogowie zawsze znajdą się sami" – dodał). To bardzo dobre podsumowanie 25 lat wolności, jakie mamy za sobą. I świetny program dla Polski na następne ćwierć wieku w Zjednoczonej Europie.
A zatem, przypominamy w dużym skrócie, szczególnie naszym najmłodszym czytelnikom, iż 4 czerwca 1989 r. odbyły się w Polsce pierwsze po II wojnie światowej wybory, w których wystartować mogli, oprócz kandydatów z partyjnych "teczek" PZPR oraz lojalnych wobec władzy komunistycznej ugrupowań tworzących w PRL fasadę demokracji, także kandydaci niezależni i bezpartyjni. Wybory były "kontraktowe", a kontrakt podpisany został kilka miesięcy wcześniej przy Okrągłym Stole. Kontrakt ten zapewniał większość (65%) mandatów dla starej władzy w Sejmie, natomiast dawał pełną wolność wyboru kandydatów do Senatu.
Czy dziś świętować powinniśmy rocznicę "wolnych wyborów"? Myślę, że nie to jest w 4 czerwca ważne czy wybory AD 1989 były wolne, trochę wolne czy wcale. Najważniejsze jest to, co podówczas z daną szansą zrobiło polskie społeczeństwo. A zrobiło wszystko, co tylko mogło, by demokracja i wolność do Polski wróciła. Kandydaci niezależni (wspierani w zdecydowanej większości przez utworzony przez Lecha Wałęsę Komitet Obywatelski "Solidarność") zdobyli niemal wszystkie możliwe mandaty tak w Sejmie jak i w Senacie. Co więcej "menu obowiązkowe" zaproponowane przez reżim, czyli tzw. "lista krajowa" na której widniały nazwiska 35 kandydatów szczególnie zasłużonych dla PRL, na którą głosować miała cała Polska, została w całości przez społeczeństwo odrzucona. Komunistyczna władza nie spodziewając się porażki kandydatów z listy nie przewidziała "planu awaryjnego", toteż dzięki takiemu obrotowi spraw, znajdujący się na liście prominentni przedstawiciele nomenklatury starej władzy znaleźli się poza Parlamentem.
4 czerwca rozpoczął trudny marsz Polski do wolności. Od tamtej pory zmieniło się wszystko, albo prawie wszystko. Mamy dziś pełną, a więc 100% wolność wyboru, możemy się cieszyć wieloma innymi przywilejami obywatela państwa demokratycznego oraz obywatela Zjednoczonej Europy. Nie tylko dzięki postawie bohaterów Okrągłego Stołu i ówczesnym liderom opozycji, lecz także, a nawet przede wszystkim dzięki całemu społeczeństwu, które 25 lat temu jednogłośnie opowiedziało się za wolnością, możemy dziś świętować "4 czerwca".
Dziś w Warszawie cały dzień trwają obchody 25-lecia wolności. Rano na Zamku Królewskim, na spotkaniu z młodzieżą (głównie osobami urodzonymi 4 czerwca 1989 r.) prezydentów Czech, Niemiec, Polski, Węgier i Słowacji, Prezydent RP Bronisław Komorowski powiedział, parafrazując slogan wyborczy sprzed 25 lat, iż "Nie ma wolności bez nowoczesności", wyjaśniając, że "nowoczesność" wyraża się przede wszystkim w umiejętności pielęgnowania obecnych przyjaźni oraz w potrzebie poszukiwania nowych ("bo wrogowie zawsze znajdą się sami" – dodał). To bardzo dobre podsumowanie 25 lat wolności, jakie mamy za sobą. I świetny program dla Polski na następne ćwierć wieku w Zjednoczonej Europie.
Ostatnio zmieniony 01-01-1970, 01:00 przez Redakcja, łącznie zmieniany 1 raz.
~–~–~–~–~
Redakcja
Redakcja
corrigendum
O ile się orientuję. po drugiej wojnie światowej odbyły się w Polsce w miarę wolne wybory, ale zostały sfałszowane przez bolszewików. Należy też pamiętać o dniu 04.06.1992 - zainteresowanym polecam film 'Lewy czerwcowy'.
A to jest bardzo ciekawe podejscie do tematu. Dla mnie slowo "wybory" nie ogranicza sie wylacznie do momentu wrzucenia przez wyborce karty do urny, gdzie – jesli tylko wyborca nie robi tego z przylozona do skroni lufa kalasznikowa – mozemy ze spokojem "odhaczyc", ze byly one wolne. Troche to uproszczenie, nieprawdaz, prosze pana?Tomasz G pisze:po drugiej wojnie światowej odbyły się w Polsce w miarę wolne wybory, ale zostały sfałszowane przez bolszewików
Wybory to zlozony i niezwykle wrazliwy demokratyczny mechanizm, ktory rozpoczyna sie w momencie formowania list kandydatow, prowadzi przez kampanie wyborcza do dnia wyborow a konczy sie duzo pozniej – w dniu zaprzysiezenia nowego parlamentu. Jesli gdziekolwiek na tej drodze pojawi sie przeklamanie, falsz lub przemoc o "wolnych wyborach" nie moze byc mowy. Taka jest moja definicja. Natomiast wg twojej, referendum Putina za odlaczeniem Krymu od Ukrainy tez mozna byloby nazwac wolnym i demokratycznym. Czy tak?
Fakt ten doskonale wpasowuje sie w zdanie z artykulu:Tomasz G pisze:Należy też pamiętać o dniu 04.06.1992
Nalezy tez pamietac o calej masie innych faktow, ktore mialy miejsce po 4 czerwca 1989 r.; wymienienie ich wszystkich (obojetnie – czy po to, bo nie wolno o nich zapominac, czy dlatego, ze autor chcial koniecznie sie pochwalic, ze wie...) spowodowaloby, ze artykul ten przestalby byc artykulem a stal sie dysertacja polityczna, no i zdaje sie, ze utracilby swoj glowny sens, bo przeczytawszy go do konca juz nikt nie pamietalby, ze po prostu chodzilo o to, ze jego glownym przeslaniem byla informacja o tym, ze w Polsce obchodzilo sie wczoraj hucznie cwiercwiecze czegos, co dla jednych Polakow ma wielkie znaczenie, ale dla innych wrecz przeciwnie. Tacy juz jestesmy – nie potrafimy sie bezwarunkowo cieszyc z niczego. Zawsze znajdzie sie ktos, kto powie – a wlasnie, ze bylo inaczej. A moze o to wlasnie chodzi w tym naszym swietowaniu? Ze fajnie jest byc "po drugiej stronie barykady"? No, ale to juz temat na zupelnie inna opowiesc...Redakcja pisze:4 czerwca rozpoczął trudny marsz Polski do wolności.
Tymczasem - wracajac do meritum - dla mnie twoje corrigenda niespecjalnie koryguja moja wizje tej czesci historii drogi Polski do wolnosci. Pozwol wiec, ze pozostane przy tym co napisane zostalo powyzej.
co ma Putin do wiatraka
Autor napisał "odbyły się w Polsce pierwsze po II wojnie światowej wybory, w których wystartować mogli, oprócz kandydatów z partyjnych "teczek" PZPR oraz lojalnych wobec władzy komunistycznej ugrupowań tworzących w PRL fasadę demokracji, także kandydaci niezależni i bezpartyjni." - co nie jest prawdą, bo1. tacy kandydaci mogli sobie też startować w wyborach odbywających się po II wojnie światowej, 2. kandydaci spoza układu bolszewickiego musieli być namaszczeni przez Wałesę, Michinika i resztę kolegów - o niezależności nie bylo mowy.
Nie widzę żadnego związku logicznego między moją wypowiedzią a sytuacją na Krymie ("logika" w stylu GW)
Nie widzę żadnego związku logicznego między moją wypowiedzią a sytuacją na Krymie ("logika" w stylu GW)
a co maja wybory 1947 r. do wiatraka?
kazdy, kto z ksiazek historycznych przeczytal wiecej niz tylko tytuly rozdzialow wie dobrze, ze "demokracja" i "wolnosc" byla w wyborach 1947 jedynie fasada. Wybory byly pozornie wolne, bo taki byl wymog Jalty i Bierutowi chodzilo o to, by w tym trudnym powojennym czasie komunisci mogli dojsc do wladzy wg zasady "cisze jedziesz – dalsze budziesz". Dlatego choc w styczniu 1947 w wyborach oprocz komunistow startowac moglo PSL a nawet bezpartyjni, to juz w grudniu 1946 Bierut dogadal sie z NKWD jak te wybory przeprowadzic, zeby wygrali ci, co trzeba. Ktos kto jeszcze do dzis smie twierdzic, ze tamte wybory byly choc namiastka wolnosci, musi byc naprawde bardzo malo odporny na propagande. Takie schorzenia we wspolczesnym demokratycznym swiecie powinno sie leczyc. Inaczej cierpiacy na te przypadlosc wierzyc beda we wszystko, co im rezim wcisnie, nawet w to, ze stan wojenny w Polsce AD 1981 byl mniejszym zlem, patriotyczna koniecznoscia, zas bici przez zomowcow robotnicy, studenci i dzialacze opozycji byli wywrotowcami systemu i awanturnikami.
Dlatego tez porownywanie wyborow 1947 – gdzie z gory (a wiec jeszcze przed ich przeprowadzeniem) zakpiono nie tylko z demokracji ale i z kazdego z bioracych w nich udzial wyborcow – z wyborami "kontraktowymi", gdzie wolnosc byla co prawda ograniczona, ale tez zasady okreslono z gory, kompromis byl wynikiem konsensusu owczesnie sprawujacej wladzy z dzialaczami opozycji, o zasadach poinformowano spoleczenstwo a potem zasad tych sie trzymano z zelazna konsekwencja, jest w moim przekonaniu jedna z wiekszych bzdur na jakie mozna sobie w politycznej polemice pozwolic. Skutkiem wyborow 1947 bylo to, ze ich pozorna "wolnosc" uspila skutecznie czujnosc nie tylko opozycji w Polsce ale i miedzynarodowych sil, ktorych zadaniem bylo dopilnowanie, by proces demokratyzacji w powojennej Polsce przebiegl uczciwie i bez zaklocen. "Dzieki" takim wlasnie "wolnym" wyborom bez specjalnych staran, i kosztem jedynie papieru i farby drukarskiej (ktora nawet po wojnie tansza byla od amunicji) komunisci doszli do wladzy i mogli te wladze sprawowac przez kolejnych kilkadziesiat lat. Tymczasem w wyniku wyborow 1989 – jako sie rzeklo ani demokratycznych ani naprawde wolnych – w ciagu niespelna 2 lat nie tylko znikla z politycznego horyzontu "przewodnia sila narodu", ale takze wiekszosc prominentnych politykow, ktorych przez dekady nie bylo w stanie oderwac od stolkow nic, po prostu przestali istniec. Nie mowiac juz o tym, co sie wydarzylo pozniej.
Zatem naprawde nie rozumiem jaki cel mialo powolywanie sie na "wolne wybory" 1947 w kontekscie rocznicy wyborow "kontraktowych" 1989; chyba jedynie taki, by jeszcze bardziej uwypuklic znaczenie tych drugich dla przemian w Polsce a przy okazji pokazac, jak bardzo cos co jedni nadal chca nazywac "wolnoscia" od tej wolnosci jest dalekie.
***
Co do zas tej jakze brawurowej tezy:
Nikt nie musial. Tak, zgadza sie – takie bylo podowczas zaufanie do Walesy i Solidarnosci – bezgraniczne, totez nic dziwnego, ze – jak to zartowano podowczas – "gdyby Walesa sfotografowal sie z krowa, krowa weszlaby do parlamentu". No, ale nikt nikogo nie zmuszal do glosowania na kandydatow Walesy. Nikogo za to, ze zaglosowal na innego niz "solidarnosciowy" kandydat ani nie zwolniono z pracy ani nie internowano ani nie pobito jego rodziny ani dzieci nie wyrzucono ze szkoly. Nie przywozono tez autokarami do lokali wyborczych ludzi, nie wyjmowano ich z teczek, nie podkladano falszywych kart wyborczych ani na komunistow ani na solidarnosciowcow. No, chyba, ze znasz jakies konkretne fakty – nazwiska, miejsca, okolicznosci? Jesli nie, to uzycie w tym kontekscie czasownika "musial" jest co najmniej NADuzyciem. Rownie dobrze mozna napisac, ze kazdy w Polsce musi sluchac Radia Maryja. Bo statystycznie kazdy w Polsce to wierzacy, a statystycznie kazdy wierzacy w Polsce slucha Radia Maryja.
Ze slowem "musi" radze uwazac! W jezyku polskim to slowo juz zdazylo wiele krzywd wyrzadzic. Moze lepiej dac mu troche odpoczac?...
Dlatego tez porownywanie wyborow 1947 – gdzie z gory (a wiec jeszcze przed ich przeprowadzeniem) zakpiono nie tylko z demokracji ale i z kazdego z bioracych w nich udzial wyborcow – z wyborami "kontraktowymi", gdzie wolnosc byla co prawda ograniczona, ale tez zasady okreslono z gory, kompromis byl wynikiem konsensusu owczesnie sprawujacej wladzy z dzialaczami opozycji, o zasadach poinformowano spoleczenstwo a potem zasad tych sie trzymano z zelazna konsekwencja, jest w moim przekonaniu jedna z wiekszych bzdur na jakie mozna sobie w politycznej polemice pozwolic. Skutkiem wyborow 1947 bylo to, ze ich pozorna "wolnosc" uspila skutecznie czujnosc nie tylko opozycji w Polsce ale i miedzynarodowych sil, ktorych zadaniem bylo dopilnowanie, by proces demokratyzacji w powojennej Polsce przebiegl uczciwie i bez zaklocen. "Dzieki" takim wlasnie "wolnym" wyborom bez specjalnych staran, i kosztem jedynie papieru i farby drukarskiej (ktora nawet po wojnie tansza byla od amunicji) komunisci doszli do wladzy i mogli te wladze sprawowac przez kolejnych kilkadziesiat lat. Tymczasem w wyniku wyborow 1989 – jako sie rzeklo ani demokratycznych ani naprawde wolnych – w ciagu niespelna 2 lat nie tylko znikla z politycznego horyzontu "przewodnia sila narodu", ale takze wiekszosc prominentnych politykow, ktorych przez dekady nie bylo w stanie oderwac od stolkow nic, po prostu przestali istniec. Nie mowiac juz o tym, co sie wydarzylo pozniej.
Zatem naprawde nie rozumiem jaki cel mialo powolywanie sie na "wolne wybory" 1947 w kontekscie rocznicy wyborow "kontraktowych" 1989; chyba jedynie taki, by jeszcze bardziej uwypuklic znaczenie tych drugich dla przemian w Polsce a przy okazji pokazac, jak bardzo cos co jedni nadal chca nazywac "wolnoscia" od tej wolnosci jest dalekie.
***
Co do zas tej jakze brawurowej tezy:
Pozwole sobie na porownanie, iz sformulowanie "musieli byc namaszczeni..." to dialektyka rodem ze smialych manifestow politycznych oszolomow typu Giertych czy Macierewicz. Jak to musieli? Kto ich zmuszal? Czy ordynacja wyborcza 1989 to regulowala? Czy zostalo to przyklepane przy Okraglym Stole?Tomasz G pisze:2. kandydaci spoza układu bolszewickiego musieli być namaszczeni przez Wałesę, Michinika i resztę kolegów - o niezależności nie bylo mowy.
Nikt nie musial. Tak, zgadza sie – takie bylo podowczas zaufanie do Walesy i Solidarnosci – bezgraniczne, totez nic dziwnego, ze – jak to zartowano podowczas – "gdyby Walesa sfotografowal sie z krowa, krowa weszlaby do parlamentu". No, ale nikt nikogo nie zmuszal do glosowania na kandydatow Walesy. Nikogo za to, ze zaglosowal na innego niz "solidarnosciowy" kandydat ani nie zwolniono z pracy ani nie internowano ani nie pobito jego rodziny ani dzieci nie wyrzucono ze szkoly. Nie przywozono tez autokarami do lokali wyborczych ludzi, nie wyjmowano ich z teczek, nie podkladano falszywych kart wyborczych ani na komunistow ani na solidarnosciowcow. No, chyba, ze znasz jakies konkretne fakty – nazwiska, miejsca, okolicznosci? Jesli nie, to uzycie w tym kontekscie czasownika "musial" jest co najmniej NADuzyciem. Rownie dobrze mozna napisac, ze kazdy w Polsce musi sluchac Radia Maryja. Bo statystycznie kazdy w Polsce to wierzacy, a statystycznie kazdy wierzacy w Polsce slucha Radia Maryja.
Ze slowem "musi" radze uwazac! W jezyku polskim to slowo juz zdazylo wiele krzywd wyrzadzic. Moze lepiej dac mu troche odpoczac?...
Ostatnio zmieniony 01-01-1970, 01:00 przez MaWi, łącznie zmieniany 3 razy.
I jeszcze jeden watek, ktory wczesniej sam spontanicznie zaserwowalem i jakos nie odbil sie echem u kolegi-oponenta (moze wiec choc w tym przyznaje mi on racje? ).
My, Polacy, doskonale umiemy sami sobie psuc reputacje. Nam naprawde nie potrzeba wroga, ktory umniejszy nasze zaslugi. Wystarczy nas z tymi zaslugami zostawic samych sobie. Natychmiast znajda sie tacy wsrod nas, ktorzy obedra nie tylko nasze wolnosciowe zrywy z glorii i chwaly, ale ich glownych bohaterow obedra z czci i honoru, nazwa zdrajcami i wysla na stos. W Polsce (jak pokazaly chocby cytowane przez kolege wczesniej wydarzenia z 4 czerwca 1992) wystarczy miec na kogos "czarna teczke"; moze byc nawet pusta. Przeciez nikt nie odwazy sie do niej zajrzec, a wiekszosc latwo da sie przekonac, ze bohater nie jest taki krysztalowy. Czasem wystarczy pomowienie, ze ktos bije zone. I niekoniecznie nawet musi ja bic, zeby jego kariera polityczna legla w gruzach. Dlaczego? Bo my uwielbiamy stracac z pomnikow. Uwielbiamy taplac sie w czyichs brudach. Jakos dziwnie wierzymy, ze nas samych to uswieca, ze to ze udowodnimy, ze ktos jest draniem, czyni nas lepszymi (ale dlaczego? wg jakiej arytmetyki to jest skrojone? wg jakiej logiki czy filozofii?).
Nic wiec dziwnego, ze Europa a i caly swiat hucznie swietuje kazda rocznice obalenia Muru Berlinskiego, a o tym ze byl rok 1980 nie pamieta poza Polska nikt, a o 4 czerwca 1989 musi swiatu przypominac "sam prezydent Obama". Mur Berlinski przerwocil sie sam. Pod naporem tego co miedzy 4 czerwca a 9 listopada 1989 stalo sie najpierw w Polsce a potem w innych krajach "bloku wschodniego". Niemcy w moim przekonaniu (nie umniejszajac ani na jote tragedii ponad 100 ofiar smiertelnych Muru i zapewne tysiecy ofiar Stasi w niemal 50-letniej historii NRD) nie zrobili dla obalenia Muru wiecej niz Polacy dla obalenia komunizmu w Polsce.
Dlaczego wiec to wlasnie rocznica obalenia Muru jest czczona z wielka pieczolowitoscia na calym swiecie jako nie tylko niemieckie swieto, a tymczasem dowolna z rocznic wielkich wydarzen w Polsce – kamieni milowych na drodze do obalenia komunizmu w Polsce a w konsekwencji w calej niemal Europie w Polsce wzbudza wiecej kontrowersji niz powodow do dumy, a w Europie... nikt o nich nawet nie wspomni?
Dlaczego? Bo my sami dbamy o to, by swiat o nich nie pamietal. Bo my sami robimy swoim wielkim patriotycznym zrywom najgorszy PiAr. Jak sie dobrze przyjrzec wszelkim polskim debatom polityczno-historycznym, to nie ma takiego wydarzenia w Polsce od 966 roku wlacznie, z ktorego wszyscy Polacy byliby dumni bez zastrzezen.
Czy tacy chcemy byc? Czy tak chcemy byc postrzegani przez miedzynarodowa opinie publiczna? Nawet jesli nie chcemy, to jestesmy. Wylacznie na wlasna prosbe.
Ja natomiast nie chce. Odcinam sie od tego zle pojmowanego patriotyzmu, ktory kaze weszyc, wszedzie poszukiwac zdrady – w zwyciestwie dla dobra narodu szukac za wszelka cene "niecnych interesow", doszukiwac sie "drugich den", a jesli i tych nie ma, to choc napredce sfabrykowac na kogos czarna teczke.
Ja wole byc naiwnie wierzacym w dobro Polakiem, dumnym, ze wszystkich zrywow, ktore zawiodly nas tu, gdzie obecnie sie znajdujemy. To czyni mnie szczesliwym i tego szczescia nikt mi nie odbierze.
My, Polacy, doskonale umiemy sami sobie psuc reputacje. Nam naprawde nie potrzeba wroga, ktory umniejszy nasze zaslugi. Wystarczy nas z tymi zaslugami zostawic samych sobie. Natychmiast znajda sie tacy wsrod nas, ktorzy obedra nie tylko nasze wolnosciowe zrywy z glorii i chwaly, ale ich glownych bohaterow obedra z czci i honoru, nazwa zdrajcami i wysla na stos. W Polsce (jak pokazaly chocby cytowane przez kolege wczesniej wydarzenia z 4 czerwca 1992) wystarczy miec na kogos "czarna teczke"; moze byc nawet pusta. Przeciez nikt nie odwazy sie do niej zajrzec, a wiekszosc latwo da sie przekonac, ze bohater nie jest taki krysztalowy. Czasem wystarczy pomowienie, ze ktos bije zone. I niekoniecznie nawet musi ja bic, zeby jego kariera polityczna legla w gruzach. Dlaczego? Bo my uwielbiamy stracac z pomnikow. Uwielbiamy taplac sie w czyichs brudach. Jakos dziwnie wierzymy, ze nas samych to uswieca, ze to ze udowodnimy, ze ktos jest draniem, czyni nas lepszymi (ale dlaczego? wg jakiej arytmetyki to jest skrojone? wg jakiej logiki czy filozofii?).
Nic wiec dziwnego, ze Europa a i caly swiat hucznie swietuje kazda rocznice obalenia Muru Berlinskiego, a o tym ze byl rok 1980 nie pamieta poza Polska nikt, a o 4 czerwca 1989 musi swiatu przypominac "sam prezydent Obama". Mur Berlinski przerwocil sie sam. Pod naporem tego co miedzy 4 czerwca a 9 listopada 1989 stalo sie najpierw w Polsce a potem w innych krajach "bloku wschodniego". Niemcy w moim przekonaniu (nie umniejszajac ani na jote tragedii ponad 100 ofiar smiertelnych Muru i zapewne tysiecy ofiar Stasi w niemal 50-letniej historii NRD) nie zrobili dla obalenia Muru wiecej niz Polacy dla obalenia komunizmu w Polsce.
Dlaczego wiec to wlasnie rocznica obalenia Muru jest czczona z wielka pieczolowitoscia na calym swiecie jako nie tylko niemieckie swieto, a tymczasem dowolna z rocznic wielkich wydarzen w Polsce – kamieni milowych na drodze do obalenia komunizmu w Polsce a w konsekwencji w calej niemal Europie w Polsce wzbudza wiecej kontrowersji niz powodow do dumy, a w Europie... nikt o nich nawet nie wspomni?
Dlaczego? Bo my sami dbamy o to, by swiat o nich nie pamietal. Bo my sami robimy swoim wielkim patriotycznym zrywom najgorszy PiAr. Jak sie dobrze przyjrzec wszelkim polskim debatom polityczno-historycznym, to nie ma takiego wydarzenia w Polsce od 966 roku wlacznie, z ktorego wszyscy Polacy byliby dumni bez zastrzezen.
Czy tacy chcemy byc? Czy tak chcemy byc postrzegani przez miedzynarodowa opinie publiczna? Nawet jesli nie chcemy, to jestesmy. Wylacznie na wlasna prosbe.
Ja natomiast nie chce. Odcinam sie od tego zle pojmowanego patriotyzmu, ktory kaze weszyc, wszedzie poszukiwac zdrady – w zwyciestwie dla dobra narodu szukac za wszelka cene "niecnych interesow", doszukiwac sie "drugich den", a jesli i tych nie ma, to choc napredce sfabrykowac na kogos czarna teczke.
Ja wole byc naiwnie wierzacym w dobro Polakiem, dumnym, ze wszystkich zrywow, ktore zawiodly nas tu, gdzie obecnie sie znajdujemy. To czyni mnie szczesliwym i tego szczescia nikt mi nie odbierze.
Najlepszy komentarz do poniższego napisał Lech Makowiecki:
>>(...) Wiem... Nie było już dawno tu wojen...
Jest internet, McDonalds i stringi...
Mądrych ludzi obrzuca się błotem...
Na przywódców ogłasza castingi...
Rządzą chłopcy w przykrótkich spodenkach,
Chleb drożeje, tanieją igrzyska...
Rozszczekała się w mediach nagonka;
Lepkie kłamstwo wylewa się z pysków...
Złodziej dzierży dziś klucze do banku...
Błazen mieni się dumnie Stańczykiem...
„Autorytet" wystawię na sprzedaż
Swe poparcie -- za euro-srebrniki...
Mówisz mi: „To jest chyba normalne!
Cały świat przecież „jedzie po bandzie"...
Dla nas liczy się, wiesz... Tu i teraz...
Taki czas... Bawmy się w Eurolandzie!"
„Wolność mamy... Więc „róbta co chceta!"
Kto nie umie się bawić, niech spada!..."
Ja coś mówię o tańcu Chochoła,
Ty nie kumasz nic z tego, co gadam...
Masz licencjat, brak zasad i power.
(Chamski Pi-aR pozwoli wyjść z cienia) ...
Nauczyli cię prawie wszystkiego,
Odebrali zaś zdolność myślenia...
„Miałeś, chamie, złoty róg, (...)
ostał ci się ino sznur"
„A mury rosną, rosną, rosną...
Łańcuch kołysze się u nóg..." (...)>>
>>(...) Wiem... Nie było już dawno tu wojen...
Jest internet, McDonalds i stringi...
Mądrych ludzi obrzuca się błotem...
Na przywódców ogłasza castingi...
Rządzą chłopcy w przykrótkich spodenkach,
Chleb drożeje, tanieją igrzyska...
Rozszczekała się w mediach nagonka;
Lepkie kłamstwo wylewa się z pysków...
Złodziej dzierży dziś klucze do banku...
Błazen mieni się dumnie Stańczykiem...
„Autorytet" wystawię na sprzedaż
Swe poparcie -- za euro-srebrniki...
Mówisz mi: „To jest chyba normalne!
Cały świat przecież „jedzie po bandzie"...
Dla nas liczy się, wiesz... Tu i teraz...
Taki czas... Bawmy się w Eurolandzie!"
„Wolność mamy... Więc „róbta co chceta!"
Kto nie umie się bawić, niech spada!..."
Ja coś mówię o tańcu Chochoła,
Ty nie kumasz nic z tego, co gadam...
Masz licencjat, brak zasad i power.
(Chamski Pi-aR pozwoli wyjść z cienia) ...
Nauczyli cię prawie wszystkiego,
Odebrali zaś zdolność myślenia...
„Miałeś, chamie, złoty róg, (...)
ostał ci się ino sznur"
„A mury rosną, rosną, rosną...
Łańcuch kołysze się u nóg..." (...)>>